niedziela, 29 listopada 2015

Rozdział 10

Akurat na czas byłam w restauracji. Sara siedziała z kimś jeszcze. Jakąś inne laską. Co prawda, wyglądała trochę jak chłopak, ale czepiać się nie będę.

- Cześć... - Powiedziałam kiedy podeszłam do ich stolika.
- Hej. - Powiedziały chórkiem. - To jest Sandra. Nasza współlokatorka.
- Ołł, to znowu cześć. - Powiedziałam siadając na przeciwko dziewczyn.
- Dzień Dobry panią. Czy mogę przyjąć zamówienie?- Zapytała kelnerka. Miała na oko jakieś 20 lat, niecałe 160 centymetrów i piękne długie blond włosy z
- Tak, to ja poproszę sałatkę z kurczakiem i fetą. - Zamówiła nie pewnie Sandra.
- Dla mnie to samo co zwykle. - Zaczęła Sara. - Czyli też sałatkę z kurczakiem. Podwójnym kurczakiem.
- Dobrze. - Powiedziała blondynka powoli zapisując zamówienia. - A dla Pani?
- To ja poproszę sałatkę wegetariańską.
- Dobrze. - Skończy ona powtarzać to ''dobrze''.- A co sobie życzycie do picia?
- A co Pani może polecić? - Zapytała Sarka.
- No to tak. Różnego rodzaju soki, wodę i piwo. - Oczy Sary zaświeciły się jak gwiazdki. - No to co panie sobie życzą?
- To trzy razy piwo jabłkowe. - Powiedziała znowu Sarka. Tylko skąd wiedziała że jabłkowe to moje ulubione? No nie ważne.
- Dobrze. - Aaaa! Zajebie. - Płatne teraz czy przy wyjściu?
- Teraz. - Tak. Zgadliście. Znowu. Sara. - Dy, płacisz.
- Ochh, no dobra. Ile to?
- To tak, trzy sałatki i trzy piwa. Po odjęciu rabatów, płaci pani 25 złoty.
- Proszę. - Powiedziałam podając pieniądze do jej malutkiej rączki. Serio. Mała była.
- Dzięki, napoję przyniosę zaraz. Sałatki będą za jakieś 20 minut.
- Dzięki. - Powiedziałyśmy chórkiem.

Podczas czekania na sałatki nie było ani minuty ciszy. Zajebiście nam się rozmawiało.
- A więc tak. Opowiecie coś o chłopakach? Bo w końcu jak mam z nimi mieszkać to fajnie by było coś o nich wiedzieć.
- No to masz lekki problem. - Tak. Zaczyna się wykład Sary. - Nie opowiemy Ci nic. Nie chcemy zrobić Ci złudnego wrażenia o nich. Dzisiaj ich poznasz, więc nie musisz długo czekać.
- Ale jest jedna wskazówka, jeśli chcesz żyć ze mną w zgodzie. - Tym razem wykład od Sandry. Jejj!
- No, czego mam nie robić? - Domyślałam się już o co chodzi,
- Nie zarywaj do wokalisty. - No ale powiedziałybyście kto jest tym jebanym wokalistą. Po za tym nie zamierzam do nich zarywać. - Zarywaniem do niego ja się zajmuje.
- Sandra, ogarnij dupę. Przecież on Cię uważa co najwyżej jako współ-lokatorkę. Przykro mi to mówić, ale nawet nie jako przyjaciółkę. Po za tym doskonale widzisz, że ona jest w typie ich wszystkich. - To ostatnie próbowała powiedzieć tak żebym nie słyszała. Nie udało jej się. - Więc znowu powtórzę. ogarnij się. Po za tym on jest zaraz po zerwaniu. Jak ty sobie wyobrażasz, że tak emocjonalny facet tydzień o zerwaniu będzie dobrze przyjmować inne do siebie. I do tego przecież znam ją. Nie będzie zarywać do facetów do póki ich nie pozna. Do tego co tobie do tego z kim ona w przyszłości będzie się umawiać, nawet jeśli ty jesteś w chuj zakochana w Andy'm. Kurwa! Zdradziłam imię.
- Ja ją tylko uprzedzam. - Powiedziała spokojnie. Dziwnie spokojnie.
- A ja Ci tylko tłumaczę, że ty nie możesz jej zabraniać być z kimś, zarywać do kogoś tylko dla tego że Tobie też się podoba. Szczególnie po tym jak ty zarywałaś do niego, po tym jak Juliet Ci zabraniała.
- Ejj, no dobra. Nie kłóćmy się. W sumie wy się nie kłóćcie. Nie zamierzam do nich zarywać. - Wykrzyczałam. Słyszała mnie chyba cała restauracja. Wszyscy się na mnie patrzyli jak na na prawdę wielkiego debila.

W końcu przyszły nasze sałatki. Zjadłyśmy i Sara poinformowała nas że jesteśmy z chłopakami umówione na basenie.

Moje ciało+basen= Fuj.

Więc zajebisty pomysł.

- Sara, możemy pogadać?
- No jasne, Dy. Poczekaj chwilę Sandra.
- Dobra, pośpieszcie się bo krowa. - Co?


Stanęłyśmy w miarę daleko od ludzi i przede wszystkim od Sandry. Stanęłyśmy koło śmietnika. Zajebiście.
- No to dwie sprawy. Jedna. Przecież nie będę do nich zarywać. Czemu ona tak myśli?
- Szczerze? Nie wiem. Ona mieszka z nami tylko dla tego że Julka nie pozwalała mi jej wyrzucić. Julka to była Andy'ego, jak coś. Wiesz, przyjaciółki i w ogóle. A Julki już też nie ma. Nie ma kto Sandry bronić. Ona się wyprowadza pod około 15 grudnia, więc tylko dwa tygodnie jeszcze musimy z nią wytrzymać. Więc nie przejmuj się nią. Nie ma po co. Ty się lepiej przejmij tym, że czterech z pięciu chłopaków może do Ciebie zarywać. Jeszcze z tymi Twoimi oczami, włosami i figurą. O charakterze nie wspominając.
- Tak. Oczywiście. Ta figura. I te ręce. Na pewno. A skoro jesteśmy przy ciele. Do jasnej cholery czemu na basenie?!- Znowu się wydarłam. Tak, bravo ja!
- Czemu? Nie wiem czemu? Przecież masz śliczną figurę. A i o co Ci chodziło z tymi rękami? - Kurwa, się wtopiłam. Przecież ona o niczym nie wiem. Ja tępa!
- Nic, nie ważne.Ale przecież zimno na polu jest. Jak chcesz pływać?
- Nie chcę. Po prostu wejście na basen kosztuje tylko 2 złote, a zajebiście się tam siedzi. Zajebiście gada. I mają najlepsze piwo w mieście.
- No dobra, ale czemu basen?
- Kobieto! Nie wiem. Idziemy na basen. Tego nie zmienisz. Nie musisz być w stroju, ale krótkie spodenki i bluzka na ramiączkach obowiązkowa, inaczej płaci się więcej za wejście dla całej grupy.
- Uggghhh. No dobra, ale to musimy skoczyć do domu po nie mam stroju na sobie.
- To jednak strój?
- Strój ubiorę pod ubrania, jakby miało się coś zmienić.
- To ręcznik też lepiej weź. Chodźmy już bo ta, zaczyna się już wkurwiać. - Poszłyśmy.

Trzeba przyznać, Sandra nie przypadła mi do gustu, a pomysł z basenem jeszcze bardziej. A co będzie jeśli ktoś zauważy moje pozostałości po ''radzeniu sobie z problemami''.
Tak wiem, byłam głupia.
W sumie . . . dalej jestem . . .

Niestety, na basen już się zgodziłam. Jebany debil ze mnie.

Godzinę później byłyśmy już przy wejściu na basen. Stwierdziłam że ubiorę, tak jak kazała, krótkie jesns'owe spodenki i czarną, luźną koszulkę na ramiączkach z szerokimi rękawami ( jeśli wiecie o co chodzi) z twarzą Axl'a Rose'a na koszulce. Tego Axl'a z lat 80. Tego seksiaka. Nie tego rudego pana w warkoczykach.

Do torby spakowałam oczywiście kilka piwek jakby nam kaski brakło, ręcznik i . . . bluzę. Tak bluzę. Cienką, bo cienką ale bluzę. Powiem, że mi zimno i ją ubiorę, i już będę się czuć dobrze nie pokazując rąk. :) Mój pierwszy dobry pomysł.

Co mnie zdziwiło chłopaków jeszcze przy wejściu z nami nie było, a basen po wejściu prezentował się zajebiście.
- EJ, daleko jeszcze musimy iść?
- Nie daleko. Widzisz tam te drzewa? - Odbiła pytanie Sara.
- Tam gdzie ten zakaz wejścia?
- Dokładnie tam. Już nie daleko.
- Dziewczyny, idę po piwo. Chcecie też?
- Jasne. Poprosimy dwa jabłkowe, a jak nie będzie to z sokiem. - Oczywiście. Pytanie o piwo, Sarka pierwsza. Bo jak inaczej?
- Okej, to przyjdę zaraz.
- Yhm. i wracając do Twojego pytania Dylan. Tam za tymi drzewami są ławki i jeszcze jeden basen. Normalny, głęboki na jakoś od 145 centymetrów do około 2 metrów, więc się tam nie utopisz. O dziwo. Zadbany. Chłopaki płacą ochronie żeby nikomu nie pozwalali tam wchodzić i czyścili basen, więc wiesz. Bez obaw można tam pływać.
- Chyba nie będę, nie lubię.
- No skoro tak mówisz, to okej. Pamiętaj tylko, że w naszym gronie alkoholu za chuj się nie odmawia.
- Serio sądzisz, że JA (!) odmówiła bym alkoholu?
- No, nie. Zresztą nikt tam nie odmówi. Masz jeszcze jakieś pytania?
- No mam jedno. -Pokiwała głową na znak żebym mówiła.- Sandra będzie siedzieć z nami przez cały czas? Nie żeby coś a.- Przerwała mi Sarka.
- Nie , nie będzie. Ona dzisiaj ma rozmowę o pracę. Nie może z nami tyle siedzieć. Pewnie wypije jedno piwo i pójdzie. Nie bój się. Żadne z nas, włącznie z chłopakami, za nią nie przepada.
- No dobrze, a jak to będzie wyglądać? Wiem dziwne, ale no . . .
- Po pierwsze, ja wiem że zostaniecie przyjaciółmi. To więcej niż pewne. Po za tym całkiem możliwe, że będziemy grać w butelkę. Nie erotyczną jak coś. A resztę się okaże.
- No okej. Cykam się troszkę.
- Nie masz czego. Właź. - Powiedziała wskazując na drzewa. - Idź przed siebie.

Po chwili byłyśmy już w środku. Zobaczyłam tak piękny duży base, miejsce na ognisko i w około ogniska kilka ławek. Na ławkach siedziała piątka chłopaków.

niedziela, 15 listopada 2015

Rozdział 9

- A, i zapomniała bym. Jutro idziemy ogarnąć Ci pracę tam, tam. A za trzy dni przyjeżdżają chłopaki to Cię im przedstawię.
- Okej. Niech będzie. Ja już będę iść, dobranoc.
- No dobranoc. - Powiedziała kiedy wstawałam i zbierałam na górę.

Wstałam koło 10, a raczej groźbą zostałam z niego ściągnięta. Ogarnęłam się, ubrałam:

i zeszłam na śniadanie. Ku mojemu zaskoczeniu, śniadanie było gotowe. Sara zrobiła śniadanie?! Sara?! Ciekawe czy przeżyję. Ale cóż. Jestem głodna. A głodna ja, to nie ja. Żarcie to żarcie. Jak dają to się wpierdala.


Około 14 łaziłyśmy sobie po sklepach, a ja miałam pracę. Byłam w niebie. Będę organizować i ogarniać koncerty. Do tego ten pub jest na tyle popularny, że grają tam sławne zespoły. Może poznam kiedyś kogoś, kogo słucham. Mam nadzieję. Będę mogła stroić ich instrumenty. Jeszcze większe niebo. A pracę zaczynam od 1 grudnia, czyli mam równy miesiąc na przygotowanie się.
Do tamtej pory będę na utrzymaniu Sarki, a w sumie będzie to zorganizowane tak, że ona kupi ja ogarnę. To znaczy tak, żeby nie było że mieszkam tam za darmo.


Później już tylko wróciłyśmy do domu, zjadłyśmy coś, piwko i spać. Następne trzy dni minęły miej-więcej tak samo.


W końcu nadszedł dzień poznania ''tajemniczych'' chłopaków. Nie wiedziałam kiedy przyjadę, o której. Rano czy wieczorem. Ale jednego byłam pewna. Nie ważne kiedy ich poznam, zawsze chcę wtedy wyglądać względnie dobrze.

No to tak. Oczywiście wstałam sobie, chciałam wyciągnąć jednego browarka. A tu dupa. Skończyły się.
- Taakkkk... Super się dzień zaczyna. - Powiedziałam sama do siebie.
Przeszłam koło lustra. Omyłkowo popatrzyłam się w nie i ... zobaczyłam coś z okładki z płyty Iron Maiden.
  Z tym, że raz gorzej i bez gitarki.
Nigdy więcej o poranku nie popatrzę w lustro. Ale jak wtedy zrobię makijaż? Albo uczeszę włosy? Zresztą, nie ważne.
Po wykonaniu makijażu i tego wszystkiego z tym związanego. A, i włosów. Nadszedł czas na jakieś ubranie. Na ten dzień wybrałam krótkie jeans'owe spodenki, koloru klasycznego jeans'u, czarną koszulkę na ramiączkach z napisem PLAY HARD, czarne rajstopy z takimi jakby pajęczynkami z brokatu, ale później zmieniłam je na takie:


Zauważyłam że tamte mają wielką dziurę, z tyłu, na udzie. Chcąc zejść na dół ubrałam jeszcze swoje kapcie- psy:

Teraz wyglądało to troszku śmiesznie, ale nie będę przecież w glanach popierdzielać po domu i to jeszcze nie moim.


Zeszłam na dół. Nie znalazłam nikogo, tylko ZNOWU ZROBIONE ŚNIADANIE. Po ostatnim żyłam, więc tym razem już nie bałam się zjeść. A raczej bałam, ale mniej. Tym razem była to sałatka, taka jaką zrobiłam zaraz po tym jak tam przyjechałam, tylko jakaś... jakaś taka... lepsza? Czy to może takie wrażenie bo to nie ja robiłam? A może jakaś trucizna w środku?  Nie, może nie. Nie ważne, jak zejde, to przynajmniej sobie dobrze zjem.


Podniosłam miskę z sałatką, a pod nią znalazłam karteczkę. Postanowiłam najpierw zjeść sobie, a później martwić się wiadomościami. Zjadłam, i już jakieś 15 minut później siedziałam na podłodze i ubierałam buty. Na kartce pisało, że Sarka siedzi już sobie w centrum handlowym i robi jakieś tam zakupy i że mam być o 12.30 w ''naszej restauracji''. Z czasem jestem, tak akurat, bo mam jeszcze te 25 minut. Jest dobrze.


Kiedy wyszłam zaczęłam wyklinać sama siebie.
- Po chuja, ja zakładałam te glany?- Każdorazowo to stwierdzenie musi mi przejść przez głowę. Zawsze!
Nie chodzi teraz o to że są nie wygodne czy coś. Chodzi o to że są nowe. Nie rozchodzone. A ja nawet sobie bandażu, ani nic. A nogi mam porządnie obdarte. Jeszcze parę dni muszę pochodzić w nich i będzie okej, ale no jak nie zapomnę o bandażach do założenia na te zjebane nogi to chyba nie przeżyję,


Akurat na czas byłam w restauracji. Sara siedziała z kimś jeszcze. Jakąś inne laską. Co prawda, wyglądała trochę jak chłopak, ale czepiać się nie będę.

- Cześć... - Powiedziałam kiedy podeszłam do ich stolika.
- Hej. - Powiedziały chórkiem. - To jest Sandra. Nasza współlokatorka.



*******************************************************************************
Wiem, nudno. Przepraszam. Brak weny.


niedziela, 8 listopada 2015

Rozdział 8

Te dwa pomieszczenia i salon najbardziej w całym domu mi się spodobały. Ze zdumieniem odkryłam że zwiedzanie całego domu zajęło mi prawie godzinę. A więc została tylko godzina do powrotu Sara'y. Stwierdziłam że przydało by się jej zrobić coś do jedzenia. Nie po to żeby się odwździęczyć za przyjęcie, chociaż dlatego też, tylko dlatego że jest mi też trochę głodno a skoro jestem u niej, z jej produktów i kasy to by się przydało żeby ona też coś zjadła.


Stwierdziłam, że najlepiej będzie zrobić jakąś zapiekankę, z tego co uda mi się wykopać z lodówki. Z przykrością zauważyłam, że jej lodówka składa się głównie z mięsa. A ja go kurna nie jem i nie wiem jak zrobić. Oprócz ton mięsa była tam jedna brokuła, ser i jajka. Postanowiłam zrobić zapiekankę z mięsa i sera dla Sary, a dla siebie dogotuje jeszcze makaron i zrobię sałatkę z pokrojonych brokułów, sera jajka, makoronu i majonezu. Wszystko wystarczy wymieszać. Wychodzi nawet dobre. Po 20 minutach zapiekanka się piekła, a sałatkę wystarczyło wymieszać, doprawić i schłodzić.

Sara ma idealne wyczucie czasu. Weszła do domu akurat kiedy wyciągałam z piekarnika jej żarełko.
- Ej, co tak pachnie?- Zapytała, zaciągając się zapachem mięsiwa.
- Zrobiłam Ci kolacje, tak wiem. W zamian że mnie przygarnęłaś i w ogóle, przynajmniej tyle mogłam zrobić.... Ale się nie przyzwyczajaj. Nie umiem zbyt dobrze gotować.
- W takim razie jesteśmy już dwie.
- To ktoś Ci gotuje, czy jesz na mieście?
- Zależy. Jak moi kuple i jedna kumpela są to oni zwykle coś w kuchni ogarniają. Ja w zamian alkohol. Mam ogarnięty sklep, gdzie sprzedają na prawdę tanie. Kiedyś Ci pokażę, może.
- A jak ich nie ma?
- Miasto.- Wyczerpująca odpowiedź.
- No spoko, Bierz sobie nałóż, czy coś. Jak chcesz to w lodówce jeszcze sałatkę zrobiłam.
- Kurwa, wyjdziesz za mnie?- My tu nawet jednego dnia razem, żadnego ruchanka, nic. A tu już takie propozycje?
- W dziecko mnie nie wrobisz.
- Skąd wiedziałaś?- Kobieca intuicja.
- Właśnie się przyznałaś.
- No dobra, koniec tego. Idziemy jeść. - Posłusznie wykonałam polecenie. Nawet się nie wahałam.


Po chwili już siedziałyśmy w salonie. W tym momencie Sarka wykonała bardzo ciekawy ruch, a mianowicie otworzyła tą taką podpórkę na rękę w kanapie i wyciągnęła dwa browarki. Z chwili na chwilę coraz bardziej podoba mi się ta kanapa. Chyba się w niej zakochuje. Oświadczę jej się. Później ślub. I dzikie seks'y. Albo po prostu dzikie seks'y bez zobowiązań. Taak. Ten drugi pomysł lepszy.
- Nad czym ty tak do cholery, myślisz?
- Że zgwałcę tą kanapę, a co?- Zaśmiała się, chyba mi jakoś za bardzo nie uwierzyła.
- A tak na serio? - Nie uwierzyła.
- No, na serio.
- Yhm, nooo... Załóżmy, że Ci wierzę. - Nie wierzę, że ona mi nie wierzy. Widocznie jeszcze za mało mnie zna. - Dzięki, dobre było.- Popatrzyła na mnie. - Skończyłaś już też? - Pokiwałam głową. - Daj talerz, idę do kuchni to wezmę.
- Dzięki. - Powiedziałam podając jej talerz. Pokiwała tylko głową. Po chwili była z powrotem na kanapie. Miała przy sobie dwa laptopy i kolejne dwa piwka.
- Masz. - Powiedziała podając mi laptopa do ręki.- Wiem, że masz swój przy sobie, ale po co ruszać dupę aż na drugi koniec pokoju do walizek. Odpocznę chwilę i Ci pokażę pokój i Twoją łazienkę, okej?
- Spoko, nie ma pośpiechu. - Zaczęłam włączać ''swój'' laptop. - A tak w ogóle to gdzie ty pracujesz? Wiem że to tak trochę wprost i że się nie powinno, ale no... Uznałam że mogę. Wiesz, ja nie mam tematów tabu, jeżeli masz jakieś to od razu mi powiedz.
- Hhahhehheheh. - Zaczęła się śmiać, trochę sztucznie, ale jednak. - Ja? Tematy tabu? Żyjąc w większości chłopaków, którzy w jeden dzień przeruchają więcej panienek niż ja facetów przez całe życie? Szczególnie że , kurna, wokalista. - Dziwna ksywka. - od kiedy dziewczyna go zdradziła rucha cały czas. Dosłownie.I wszędzie.
- Dobra, czyli brak tabu. To zajebiście. - Zaczęłam się szczerzyć. - To powiesz, gdzie?
- Pracuję w takim jednym klubie jako koordynator sceny.
- To znaczy?- Nigdy nie słyszałam o czymś takim. W ogóle istnieje coś takiego?
- Wiesz, jak są jakieś koncerty to ja je organizuje, daje wypłaty, pomagam ustawiać światła, stroję instrumenty. Taka praca. Co prawda, ja nie muzykalna, ale dobrze płacą. - Wzruszyła ramionami.
- A nie potrzebowała byś, wiesz.. Tak przypadkiem... Asystentki, czy kogoś tam? Taka praca, to praca moich marzeń.
- Tu Cię zaskoczę. Za nie długo ta posada się zwolni. Polecę Cię.
- Czemu? Znaczy to fajnie że mnie polecisz, ale jak to się zwolni? Czemu?- Zaczęłam panikować. Czy to przeze mnie chce zostawić tą pracę, czy ja jej przysparzam tyle kłopotów, że aż chce pracę rzucić?
- No, czemu. To po prostu nie moje powołanie. A po za tym, dostałam możliwość zarabiania i nie wychodzenia z domu. Będę opiekunką takiego jednego bachora od bogatego małżeństwa z na przeciwka. Będę pracować tylko 4 dni w tygodniu, a zarabiać będę tyle samo co tam przez 6 dni. Przeliczając, będziemy miały takie same wypłaty, ale będziemy robić to co chcemy. To znaczy, ty muzyka. Ja znęcanie się nad dziećmi. Oczywiście tak, żeby one same o tym nie wiedziały. - Uśmiechnęłam się na myśl o tym biednym dziecku.
- No okej. Dzięki. - Tym razem uśmiechnęłam się na prawdę szczerze i rzuciłam jej się na szyję. - Na prawdę dzięki za to co dla mnie robisz. Jesteś kochana. Dziękuję.
- Ej, no. Nie dziękuj mi. Każdy by tak zrobił. - Odwzajemniła przytulenie. Przez chwilę tak siedziałyśmy. -Powiedz mi, a byłaś u lekarza, bo tym jak no... wiesz?
- Yhhmm, Nie. Nie... Byłam.
- Czemu?- Spojrzała na mnie z troską w oczach.
- A co miałam powiedzieć. Wie Pani. Ojciec mnie boleśnie przeleciał. Sprawdzi pani czy nie jestem z nim w ciąży albo czy mi czegoś nie zrobił?!- Patrzyłyśmy sobie tak chwilę w oczy. - To znaczy. Emm. No nie wiem. Przepraszam za te krzyki. Ale wiesz. To dla mnie trudny temat. Przepraszam, nie chciałam.
- Nie przepraszaj. Ja powinnam. Nie powinnam zaczynać w ogóle tego tematu. Miałaś prawo się zdenerwować.
- Ale nie mogłam krzyczeć.
- No, nie ważne już. Zmieńmy temat co?
- Okej. - Uśmiechnęłam się.
- To chodź, ogarniemy Ci pokój.
- No to chodźmy. - Znowu się lekko uśmiechnęłam. Coś dużo tych zjebanych uśmiechów.

Wzięłam walizkę, a Sarka torbę i poszłyśmy. Okazało się że zaprowadziła mnie do jednego z dwóch pokoi które były zamknięte. Weszłyśmy do środka. To był chyba najzajebistrzy pokój! Był całkiem spory, w kształcie kwadratu. Ściany były fioletowe, ładnie fioletowe, a jedna pomalowana czarną farbą tablicową. Czy Wy to rozumiecie?? Można tam pisać. Bezkarnie. Do tego jest dupna biblioteczka, wielkie łóżko, a właściwie łoże, i do tego drzwi prowadzące do balkonu. I łazienka. Normalnie. Zajebistość, level 100. W jednym z rogów stała jeszcze przepiękna toaletka z lustrem, zrobiona z ciemnego drewna, tak jak reszta mebli. Łazienka była malutka, ale była. Biała, tak jak reszta łazienek, ale z fioletowymi i czarnymi wstawkami.
- Widzę, że Ci się podoba. Rozpakowujesz się, czy idziesz jeszcze chwilę ze mną posiedzieć?
- Posiedzę jeszcze chwilę z Tobą.
- To się cieszę. Browarka?
- Oczywiście. - Jak zwykle z zacieszem na ryjcu. Wtedy wykonała kolejny ruch, który mnie zaskoczył. Ściągnęła obraz wiszący na ścianie. Za nim były małe drzwiczki. Otworzyła je. Za nimi chował się zapas piwek. Podała mi jedno.
- Możesz je sobie wypić. Ja mam pochowane po całym domu.
- No okej. Dzięki. Ej, chwila. Mogę zobaczyć jeszcze na balkon?
- No pewnie, Twój teraz jest. Chodź, pójdę z Tobą. - Poszłyśmy. Nie mogłam uwierzyć w to co zobaczyłam. Tam były dwa balkony, dzielił je może metr. Tyle że jeden był z jednego pokoju ( mojego), a drugi z jakiegoś innego. Nie były połączone. Spokojnie można by było rozmawiać normalnym głosem, siedząc na tych balkonach. Jeszcze z tych balkonów można by było patrzeć na dół. Pewnie na dole jest gdzieś wyjście do tamtego miejsca, ale go nie znalazłam. Ale kiedyś znajdę. - To idziemy na dół już? - Zapytałam. Nie odpowiedziała, tylko poszła. - Ej, a mieszka tu jeszcze ktoś? Że tu jest tyle pokoi? - Zapytałam, kiedy schodziłyśmy po schodach.
- Tak, mieszkają z nami jeszcze moi przyjaciele i koleżanka. Chłopaków nie ma bo gdzieś tam są. A Sandra pojechała do rodziców.
- Aha, no to wszystko wyjaśnia. Znaczy wyjaśnia po co tyle pokoi. I łazienek.
- Nie chciałabyś wąchać łazienki po nich. Dlatego ich tak dużo.
- Wierzę na słowo. - Siadałyśmy już na kanapie.- Ej, a co mam robić żeby się im nie podpaść?
- W sumie nic. Wystarczy że będziesz sobą. A i nie zarywaj do Wokalisty - Znowu ta zjebana ksywka.- To wtedy nie będziesz mieć na pieńku z Sandrą.
- Dobra. Nie będę. A co ona by mogła zrobić?
- Dużo. No bo wiesz, ona się w nim buja odkąd  się poznali. Jedna moja koleżanka się stąd wyprowadziła bo by ją zamęczyła tymi podejrzeniami.
- Spoko nie będę się narażać.
- A, i zapomniała bym. Jutro idziemy ogarnąć Ci pracę tam, tam. A za trzy dni przyjeżdżają chłopaki to Cię im przedstawię.
- Okej. Niech będzie. Ja już będę iść, dobranoc.
- No dobranoc. - Powiedziała kiedy wstawałam i zbierałam na górę.