niedziela, 8 listopada 2015

Rozdział 8

Te dwa pomieszczenia i salon najbardziej w całym domu mi się spodobały. Ze zdumieniem odkryłam że zwiedzanie całego domu zajęło mi prawie godzinę. A więc została tylko godzina do powrotu Sara'y. Stwierdziłam że przydało by się jej zrobić coś do jedzenia. Nie po to żeby się odwździęczyć za przyjęcie, chociaż dlatego też, tylko dlatego że jest mi też trochę głodno a skoro jestem u niej, z jej produktów i kasy to by się przydało żeby ona też coś zjadła.


Stwierdziłam, że najlepiej będzie zrobić jakąś zapiekankę, z tego co uda mi się wykopać z lodówki. Z przykrością zauważyłam, że jej lodówka składa się głównie z mięsa. A ja go kurna nie jem i nie wiem jak zrobić. Oprócz ton mięsa była tam jedna brokuła, ser i jajka. Postanowiłam zrobić zapiekankę z mięsa i sera dla Sary, a dla siebie dogotuje jeszcze makaron i zrobię sałatkę z pokrojonych brokułów, sera jajka, makoronu i majonezu. Wszystko wystarczy wymieszać. Wychodzi nawet dobre. Po 20 minutach zapiekanka się piekła, a sałatkę wystarczyło wymieszać, doprawić i schłodzić.

Sara ma idealne wyczucie czasu. Weszła do domu akurat kiedy wyciągałam z piekarnika jej żarełko.
- Ej, co tak pachnie?- Zapytała, zaciągając się zapachem mięsiwa.
- Zrobiłam Ci kolacje, tak wiem. W zamian że mnie przygarnęłaś i w ogóle, przynajmniej tyle mogłam zrobić.... Ale się nie przyzwyczajaj. Nie umiem zbyt dobrze gotować.
- W takim razie jesteśmy już dwie.
- To ktoś Ci gotuje, czy jesz na mieście?
- Zależy. Jak moi kuple i jedna kumpela są to oni zwykle coś w kuchni ogarniają. Ja w zamian alkohol. Mam ogarnięty sklep, gdzie sprzedają na prawdę tanie. Kiedyś Ci pokażę, może.
- A jak ich nie ma?
- Miasto.- Wyczerpująca odpowiedź.
- No spoko, Bierz sobie nałóż, czy coś. Jak chcesz to w lodówce jeszcze sałatkę zrobiłam.
- Kurwa, wyjdziesz za mnie?- My tu nawet jednego dnia razem, żadnego ruchanka, nic. A tu już takie propozycje?
- W dziecko mnie nie wrobisz.
- Skąd wiedziałaś?- Kobieca intuicja.
- Właśnie się przyznałaś.
- No dobra, koniec tego. Idziemy jeść. - Posłusznie wykonałam polecenie. Nawet się nie wahałam.


Po chwili już siedziałyśmy w salonie. W tym momencie Sarka wykonała bardzo ciekawy ruch, a mianowicie otworzyła tą taką podpórkę na rękę w kanapie i wyciągnęła dwa browarki. Z chwili na chwilę coraz bardziej podoba mi się ta kanapa. Chyba się w niej zakochuje. Oświadczę jej się. Później ślub. I dzikie seks'y. Albo po prostu dzikie seks'y bez zobowiązań. Taak. Ten drugi pomysł lepszy.
- Nad czym ty tak do cholery, myślisz?
- Że zgwałcę tą kanapę, a co?- Zaśmiała się, chyba mi jakoś za bardzo nie uwierzyła.
- A tak na serio? - Nie uwierzyła.
- No, na serio.
- Yhm, nooo... Załóżmy, że Ci wierzę. - Nie wierzę, że ona mi nie wierzy. Widocznie jeszcze za mało mnie zna. - Dzięki, dobre było.- Popatrzyła na mnie. - Skończyłaś już też? - Pokiwałam głową. - Daj talerz, idę do kuchni to wezmę.
- Dzięki. - Powiedziałam podając jej talerz. Pokiwała tylko głową. Po chwili była z powrotem na kanapie. Miała przy sobie dwa laptopy i kolejne dwa piwka.
- Masz. - Powiedziała podając mi laptopa do ręki.- Wiem, że masz swój przy sobie, ale po co ruszać dupę aż na drugi koniec pokoju do walizek. Odpocznę chwilę i Ci pokażę pokój i Twoją łazienkę, okej?
- Spoko, nie ma pośpiechu. - Zaczęłam włączać ''swój'' laptop. - A tak w ogóle to gdzie ty pracujesz? Wiem że to tak trochę wprost i że się nie powinno, ale no... Uznałam że mogę. Wiesz, ja nie mam tematów tabu, jeżeli masz jakieś to od razu mi powiedz.
- Hhahhehheheh. - Zaczęła się śmiać, trochę sztucznie, ale jednak. - Ja? Tematy tabu? Żyjąc w większości chłopaków, którzy w jeden dzień przeruchają więcej panienek niż ja facetów przez całe życie? Szczególnie że , kurna, wokalista. - Dziwna ksywka. - od kiedy dziewczyna go zdradziła rucha cały czas. Dosłownie.I wszędzie.
- Dobra, czyli brak tabu. To zajebiście. - Zaczęłam się szczerzyć. - To powiesz, gdzie?
- Pracuję w takim jednym klubie jako koordynator sceny.
- To znaczy?- Nigdy nie słyszałam o czymś takim. W ogóle istnieje coś takiego?
- Wiesz, jak są jakieś koncerty to ja je organizuje, daje wypłaty, pomagam ustawiać światła, stroję instrumenty. Taka praca. Co prawda, ja nie muzykalna, ale dobrze płacą. - Wzruszyła ramionami.
- A nie potrzebowała byś, wiesz.. Tak przypadkiem... Asystentki, czy kogoś tam? Taka praca, to praca moich marzeń.
- Tu Cię zaskoczę. Za nie długo ta posada się zwolni. Polecę Cię.
- Czemu? Znaczy to fajnie że mnie polecisz, ale jak to się zwolni? Czemu?- Zaczęłam panikować. Czy to przeze mnie chce zostawić tą pracę, czy ja jej przysparzam tyle kłopotów, że aż chce pracę rzucić?
- No, czemu. To po prostu nie moje powołanie. A po za tym, dostałam możliwość zarabiania i nie wychodzenia z domu. Będę opiekunką takiego jednego bachora od bogatego małżeństwa z na przeciwka. Będę pracować tylko 4 dni w tygodniu, a zarabiać będę tyle samo co tam przez 6 dni. Przeliczając, będziemy miały takie same wypłaty, ale będziemy robić to co chcemy. To znaczy, ty muzyka. Ja znęcanie się nad dziećmi. Oczywiście tak, żeby one same o tym nie wiedziały. - Uśmiechnęłam się na myśl o tym biednym dziecku.
- No okej. Dzięki. - Tym razem uśmiechnęłam się na prawdę szczerze i rzuciłam jej się na szyję. - Na prawdę dzięki za to co dla mnie robisz. Jesteś kochana. Dziękuję.
- Ej, no. Nie dziękuj mi. Każdy by tak zrobił. - Odwzajemniła przytulenie. Przez chwilę tak siedziałyśmy. -Powiedz mi, a byłaś u lekarza, bo tym jak no... wiesz?
- Yhhmm, Nie. Nie... Byłam.
- Czemu?- Spojrzała na mnie z troską w oczach.
- A co miałam powiedzieć. Wie Pani. Ojciec mnie boleśnie przeleciał. Sprawdzi pani czy nie jestem z nim w ciąży albo czy mi czegoś nie zrobił?!- Patrzyłyśmy sobie tak chwilę w oczy. - To znaczy. Emm. No nie wiem. Przepraszam za te krzyki. Ale wiesz. To dla mnie trudny temat. Przepraszam, nie chciałam.
- Nie przepraszaj. Ja powinnam. Nie powinnam zaczynać w ogóle tego tematu. Miałaś prawo się zdenerwować.
- Ale nie mogłam krzyczeć.
- No, nie ważne już. Zmieńmy temat co?
- Okej. - Uśmiechnęłam się.
- To chodź, ogarniemy Ci pokój.
- No to chodźmy. - Znowu się lekko uśmiechnęłam. Coś dużo tych zjebanych uśmiechów.

Wzięłam walizkę, a Sarka torbę i poszłyśmy. Okazało się że zaprowadziła mnie do jednego z dwóch pokoi które były zamknięte. Weszłyśmy do środka. To był chyba najzajebistrzy pokój! Był całkiem spory, w kształcie kwadratu. Ściany były fioletowe, ładnie fioletowe, a jedna pomalowana czarną farbą tablicową. Czy Wy to rozumiecie?? Można tam pisać. Bezkarnie. Do tego jest dupna biblioteczka, wielkie łóżko, a właściwie łoże, i do tego drzwi prowadzące do balkonu. I łazienka. Normalnie. Zajebistość, level 100. W jednym z rogów stała jeszcze przepiękna toaletka z lustrem, zrobiona z ciemnego drewna, tak jak reszta mebli. Łazienka była malutka, ale była. Biała, tak jak reszta łazienek, ale z fioletowymi i czarnymi wstawkami.
- Widzę, że Ci się podoba. Rozpakowujesz się, czy idziesz jeszcze chwilę ze mną posiedzieć?
- Posiedzę jeszcze chwilę z Tobą.
- To się cieszę. Browarka?
- Oczywiście. - Jak zwykle z zacieszem na ryjcu. Wtedy wykonała kolejny ruch, który mnie zaskoczył. Ściągnęła obraz wiszący na ścianie. Za nim były małe drzwiczki. Otworzyła je. Za nimi chował się zapas piwek. Podała mi jedno.
- Możesz je sobie wypić. Ja mam pochowane po całym domu.
- No okej. Dzięki. Ej, chwila. Mogę zobaczyć jeszcze na balkon?
- No pewnie, Twój teraz jest. Chodź, pójdę z Tobą. - Poszłyśmy. Nie mogłam uwierzyć w to co zobaczyłam. Tam były dwa balkony, dzielił je może metr. Tyle że jeden był z jednego pokoju ( mojego), a drugi z jakiegoś innego. Nie były połączone. Spokojnie można by było rozmawiać normalnym głosem, siedząc na tych balkonach. Jeszcze z tych balkonów można by było patrzeć na dół. Pewnie na dole jest gdzieś wyjście do tamtego miejsca, ale go nie znalazłam. Ale kiedyś znajdę. - To idziemy na dół już? - Zapytałam. Nie odpowiedziała, tylko poszła. - Ej, a mieszka tu jeszcze ktoś? Że tu jest tyle pokoi? - Zapytałam, kiedy schodziłyśmy po schodach.
- Tak, mieszkają z nami jeszcze moi przyjaciele i koleżanka. Chłopaków nie ma bo gdzieś tam są. A Sandra pojechała do rodziców.
- Aha, no to wszystko wyjaśnia. Znaczy wyjaśnia po co tyle pokoi. I łazienek.
- Nie chciałabyś wąchać łazienki po nich. Dlatego ich tak dużo.
- Wierzę na słowo. - Siadałyśmy już na kanapie.- Ej, a co mam robić żeby się im nie podpaść?
- W sumie nic. Wystarczy że będziesz sobą. A i nie zarywaj do Wokalisty - Znowu ta zjebana ksywka.- To wtedy nie będziesz mieć na pieńku z Sandrą.
- Dobra. Nie będę. A co ona by mogła zrobić?
- Dużo. No bo wiesz, ona się w nim buja odkąd  się poznali. Jedna moja koleżanka się stąd wyprowadziła bo by ją zamęczyła tymi podejrzeniami.
- Spoko nie będę się narażać.
- A, i zapomniała bym. Jutro idziemy ogarnąć Ci pracę tam, tam. A za trzy dni przyjeżdżają chłopaki to Cię im przedstawię.
- Okej. Niech będzie. Ja już będę iść, dobranoc.
- No dobranoc. - Powiedziała kiedy wstawałam i zbierałam na górę.

1 komentarz:

  1. Uuuu.. tajemniczy wokalista który rucha wszystko? Chyba się domyślam kto to dokładnie :P
    Wow z tymi browar ami to sprytnie ukryte ;) terz takie chciałabym miec :D
    Do następnego :*

    OdpowiedzUsuń