niedziela, 13 grudnia 2015

Rozdział 12

Wtedy stwierdziłam, że mi zimno. Było to najlepsze co mogłam stwierdzić. Ubrałam bluzę i zaciągnęłam rękawy na dłonie. Zimno. Andy też zaciągnął rękawy. Pewnie też zimno.
- A więc tak. Kolejna gra. W zaufanie. - Znowu nawet nie skojarzyłam kto zaproponował a już staliśmy znowu losowo podzielenia w pary. A ja oczywiście z Andy'm. Jak? I czemu?

Zaczęliśmy sobie zadawać pytania. Takie podstawowe. O pochodzenie, wiek itp. W końcu podciągnął rękawy.
- Gra w zaufanie to zlepek dwóch gier. W zaufanie czyli pytania i szczerze odpowiedzi, i lustro czyli powtarzanie czynności. Teraz ty podciągnij rękawy. - Podciągnęłam. Jestem pewna, że zrobił to naumyślnie. - Teraz ty.

Kolejnym ruchem rudzielca było ponowne zaciągnięcie rękawów. Najwyraźniej się rozmyślił. DLa mnie lepiej.

- Chodź, skończyli już grać. Może już też chodźmy zanim sobie coś pomyślą?- W odpowiedzi pokiwałam tylko głową.
- EJ, orientuje się ktoś która godzina?- Zapytałam siadając na ławce, która znajdowała się najbliżej płomieni z ogniska. Chciałam się ogrzać.
- Tak, dopiero 23.43. Nie ma jeszcze późno. - Powiedział Szynka i wyszczerzył te swoje zęby.
- To może jeszcze po piwku? I do domu bo zaczyna się zimno robić?- Zaproponował nikt inni już Sara. - To jak zgadzają się wszyscy?
- Taa. - Wymruczeli wszyscy jeden po drugim.


Kątem oka zauważyłam, że Ashley i Jake coś szeptają między sobą. Szczerze to jakoś bardzo mnie to interesowało dopóki nie zaczęli mówić o chrzcie nowych.

- Kurwaa! Ja jestem nowa. Mam mieć jakiś chrzest. No chyba nie. - Pomyślałam.

Podeszli do mnie od tyłu, kiedy rozmawiałam z Sarą, Małpa mnie nawet nie ostrzegła, a kiedy już ogarnęłam co się dzieje, było już za późno. Ash, Jake, Jinxx, Sara i CC transportowali mnie do basenu.


------------------------------------------Andy-------------------------------------------------------------------------
Nosz kurwa. Co oni odpierdalają. Czemu chcą ją do basenu wrzucić? Przecież widać, że jakoś nie bardzo ją kręci pokazywanie ciała. Ja pierdole, co za debile.

- EJ, może byście ją zostawili. Jakiś inny chrzest?- Krzyczałem. Próbowałem ich też zatrzymywać. Jednak pięciu na jednego to mała różnica.

I wrzucili ją. Nie sądziłem, że na prawdę to zrobią. Co za idioci. I jeszcze nie pozwalają jej wyjść. A może jej jest tam zimno.

- Gdzie ona ma ręcznik? - Zacząłem myśleć. - Mam. W torbie. - No kurde. Moja inteligentna głowa. No a gdzie by to miało być, jak nie w torbie?

Szybko poleciałem do jej torby. Wyjąłem ręcznik. Rozwinąłem go. Z niego wyleciał jakiś przedmiot. Zupełnie nie myśląc wziąłem go do kieszeni i poleciałem do basenu.

Te debile dalej nie pozwalali je wyjść.
- Zróbcie miejsce. - Zacząłem krzyczeć.
- Nie! - Od krzyczeli chórkiem. Niezwykle równo im to wyszło.
- Skoro nie, to jakoś inaczej sobie poradzę. - Powiedziałem raczej sam do siebie i zacząłem się przepychać. Doszedłem do krawędzi basenu, którędy Dy próbowała się wydostać. Wyciągnąłem do niej rękę, jednocześnie drugą odpychając debili. Wyciągnąłem ją, podałem ręcznik. Okryła się, zaprała torbę i pobiegła gdzieś.
- No i co kurwa? Zadowoleni z siebie? - Wykrzyczałem w ich stronę.
- Nawet nie wiesz jak bardzo. - Odpowiedziała Sara. - A ty co jej tak bronisz? Zakochałeś się  czy jak?
- Może tak, może nie. - Jasne, że nie. Mam się zakochać zaraz po rozstaniu? Po prostu bronie jedynej względnie normalniej i bardzo nieśmiałej dziewczyny. - A co nie mogę jej bronić? Zresztą ty też powinnaś. Niby taka wielka przyjaciółka, a sama to zainicjowałaś. I jeszcze ich w to wciągnęłaś.
- To na chłopaków nie jesteś zły? - Zapytała z kpiącym uśmieszkiem.
- Nie. Na chłopaków nie. Oni tylko słuchali cytatej dziewczyny, będąc pod ostrym wpływem alkoholu. Jestem zły w chuj na Ciebie. Jak mogłaś takie coś przyjaciółce?
- A teraz słuchaj. Ona nie jest moją przyjaciółką. Po prostu wykorzystałam to że jest tak łatwo wierna i sprowadziłam jako darmową pomoc domową. - Powiedziała, tym razem nie tylko z tym jebanym, ironicznym uśmieszkiem, ale teraz też głosem który świadczył, że mówi prawdę.
- Wiedz, że ona się o wszystkim dowie.
- Niech się dowie. I tak nie ma gdzie mieszkać. - Postanowiłem już nie odpowiadać. Po prostu wziąłem swoje rzeczy i sobie poszedłem. Pojechałem autobusem do domu.

Jadąc do domu cały czas myślałem o zaistniałej sytuacji.
Zawsze wiedziałem, że Sara jest fałszywa i w chuj lubi wykorzystywać ludzi, ale żeby aż tak? Nie myślałem, że posunie się aż do tego żeby wykorzystać niczego nie świadomych chłopaków. Mam nadzieję, że Dylan będzie w domu. Chciałbym jej już powiedzieć co jej ''przyjaciółka'' wygadywała. Może mi uwierzy. Dobrze by było, gdyby mogła się wyprowadzić stamtąd. Ale jeśli serio nie ma żadnych pieniędzy, ani mieszkania to chujowo. I jak ona ma tam wytrzymać ze świadomościom, że jej przyjaciółka jest fałszywa?

Z niej jest nawet fajna dziewczyna, ale czemu wszyscy myślą że jestem w niej zakochany? Przecież to, że jestem dla niej miły nie znaczy, że nie zależy mi nadal na Juliet. Pomimo tego co zrobiła. Kocham ją nadal, a oni się nabijają, że podoba mi się Dylan. Takie uwagi bolą mnie w chuj. Ranią, bo myślą, że umiem tak skakać z z ''kwiatka na kwiatek''.

Moje rozmyślania skończyły się równo z zaparkowaniem autobusu na moim przystanku. Z tamtego miejsca praktycznie było widać ''mój dom''. Z każdą chwilą traciłem nadzieje, że ona jednak jest w domu.

- Jest tu ktoś? - Krzyknąłem przy wejściu.
- Dylan liczy się jako człowiek?- Odkrzyknęła smutnym głosem. Pomimo tego głosu, cieszyłem się że jednak w tym domu jest. W końcu mogła iść gdzieś się najebać, wydać ostatnie pieniądze, albo sobie coś zrobić.
- Liczy. To jednak jesteś w domu?
- No niestety. - Powiedziała stając w progu od kuchni, spoglądając na mnie. A Ciebie co ja tak interesuje?- Dosyć dziwne pytanie.
- No, jakoś tak. Przecież ja nic nie zrobiłem. Nie chciałem Cię tak wrzucać, ani nic.
- No niby wiem, ale jednak tamci to Twoi kumple i Sara. Sara ma cycki.
- W obecnym czasie nie cycki mi w głowie. A tak w ogóle to możemy chwile pogadać. Chcę Ci wyjaśnić mniej-więcej o co chodzi i chodziło?
- No, możemy. Chociaż nie wiem o czym tu rozmawiać.
- Uwierz, jest o czym.- Pokiwała głową. - Idź na kanapę, pójdę po coś do picia. Chcesz?
- Tak. Dzięki

Po chwili obydwoje siedzieliśmy już na kanapie z herbatami w rękach.
- No to słuchaj. Wiem jak to wygląda, ale Sara wcale nie jest taka jak Ci się może wydawać.
- Wiem, już wiem. Jest chujowo fałszywa i sprowadziła mnie jako tanią pomoc domową.
- Skąd wiesz?- Skąd wie?
- Darliście się tak głośno, że trudno było nie usłyszeć. - No, możliwe.
- A powiedz, jak długo zamierzasz tu jeszcze mieszkać?
- Do pierwszej wypłaty. Później się gdzieś wyprowadzę. Może mi się poszczęści i coś znajdę.
- To na pewno. - Wysłałem jej nie pewny uśmiech. - Chciałbym jeszcze trochę obronić chłopaków.
- Nie usprawiedliwiaj. Wiem, że to nie ich wina. Jake mnie nawet przepraszał jak niósł, że Sara każe. I że muszą robić co ona chce bo inaczej Was wyrzuci.
- No tak, to już w sumie nie wiem o czym miałem gadać skoro ty już wszystko wiesz.
- Mogę ja teraz mieć pytanie? Ostrzegam trochę osobiste. - Boję się.
- No, dawaj.
- Co się stało z Juliet?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz