- Gdzie idziemy? - Zapytałem kiedy wyszliśmy z domu.
- Do Emily. Serio sądziłeś że odpuszczę jej coś takiego? Jeśli tak to się mylisz.
- Ej, ale nie. Ja nie chcę jej robić awantury. Ja ją kocham tak? Chcę żeby była szczęśliwa. Jak nie ze mną to z kimś innym.
- No tak. Ty ja kochasz. Ja nie. Ja nie mogę powiedzieć nawet że ją lubię. Bo nie lubię. Dlatego jeśli chcesz to zostań. Ja idę jej zrobić wojnę.Czy z Twoim pozwoleniem czy bez.
- Dobra, chcesz rób. Ale idę z Tobą.
- Chcesz idź. - Wzruszyła ramionami.
Przez większość drogi obydwoje milczeliśmy. Moim zdaniem nie była to jakaś ''wymuszona'' cisza, tylko taka jakby naturalna. Po prostu nie chcieliśmy rozmawiać.
- Wyjeżdżam o 23.Musimy się pożegnać jakoś do , bo wiesz odprawa i to wszystko, więc musze być wcześniej.
- To jednak jedziesz?- Przytaknęła smętnie. - Rozumiem że nie chcesz już z nim mieszkać. Po tym wszystkim. - Przerywałem co chwilę. - Ale. Czy nie ma? Jakiegoś innego, no wiesz. Wyjścia?
- Szczerze, to nie wiem. Może i jest, ale chcę być jak najdalej od tego miejsca. Nie bój się, będę dzwonić. Dalej będziemy się przyjaźnić. Tylko że na odległość. - Ulżyło mi kiedy to powiedziała. Najbardziej ze wszystkiego ceniłem sobie naszą przyjaźń.
- No dobrze. Widzę że nie uda mi się Ciebie przekonać?- Zrobiłem minę zbitego szczeniaka.
- Niestety. - Mina nie podziałała.
Po dziesięciu minutach byliśmy już przed domem Emily. Chwilę się naradziliśmy i ustaliliśmy że razem zadzwonimy, i że ja zaczną temat. A jak coś to wkroczy Dylan. Po kolejnej chwili nacisnąłem dzwonek. Otworzyła mi.
- Ooo, hej Skarbie. - Chciała mnie pocałować. Odwróciłem głowę. Nie chcę żeby jej cudowne, zawsze miękkie, truskawkowe usta mnie rozproszyły.
- Masz mi coś do powiedzenia? - Zapytałem, starając się aby mój głos brzmiał jak najbardziej spokojnie i poważnie.
- Ale jak to? Do czego ja Ci się mam niby przyznawać? - Kłamała jak z nut, Ździra jedna. Widziałem kontem oka że nerwy puszczają już tak trochę Dylan. Jeszcze chwila i n nią wyskoczy z pazurami. Dosłownie. Ma długie paznokcie, który ja pieszczotliwie nazywam szponami. No co? Na prawdę są długie,
- Może do zdrady? - Narzuciła temat Dy. Chciała podpuścić Emi do przyznania się. Wydaje mi się że jednak moja była zna za dobrze sztuczki mojej przyjaciółki.
- Jakiej zdrady? Przecież ja Cię nie zdradziłam!
- Serio? To czemu teraz się bronisz i krzyczysz? Po za tym chyba wiem co widziałem, Nie prawdasz?
- No to chyba ślepy jesteś.
- Jednak nie. Nie jestem. - Zacząłem z spokojnego i poważnego głosu przechodzić w coraz bardziej wściekły i piskliwy. - Dokładnie widziałem jak obmacywałaś się z tamtym typem. Chyba sobie tego, kurwa mać, nie wymyśliłem?!
- No dobra, nie wymyśliłeś. Ale co ty mi możesz zrobić?
- Niby nic.- Wzruszyłem cynicznie ramionami.- Ale pamiętaj żeby nie przychodzić do mnie jak kolejnego psa Ci ktoś potrąci. - Dodałem po chwili z uśmiecham pod nosem. Wtedy stwierdziłem że już mi wystarczy. Całą moją złość przelałem na tą szmatę, teraz został tylko smutek. W dodatku muszę pożegnać się już z Dylan. Kurwaa. Ale mi jej będzie brakować. Z kim ja teraz będę pił? Kto będzie mi teraz pomagać w trudnych chwilach? Z kim ja będę przypały robić?Z kim ona będzie mogła się spotkać jeżeli depresja znowu wróci?
- Ej, to chyba już pora. Znaczy wiesz. Pora się żegnać. Jesteśmy już u mnie pod domem. - Rysowała kółka na ziemi nogą. - No to wiesz, Cześć. Jesteś najlepszym przyjacielem jakiego miałam. - Powiedziała. - I mam. - Dodała po chwili namysłu.- Będzie mi Ciebie brakować. - Przytuliła się. Również ją objąłem, najmocniej jak mogłem.
- No to nie wyjeżdżaj.
- Muszę, wiesz że muszę. Będę pisać obiecuję.
- No dobrze. - Zaczęliśmy rozluźniać uścisk. Po chwili staliśmy, trochę nie zręcznie, na przeciwko siebie. Powiedzieliśmy sobie jeszcze tylko krótkie ''Cześć'' i każdy udał się w swoją stronę. Co chwilę odwracaliśmy się patrząc czy ten drugi osobnik też się patrzy. I patrzył. W końcu zniknąłem za zakrętem. Nie widziałem już co ona robi.
Wiem tyle, że było to najboleśniejsze pożegnanie jakie przeżyłem.
-------------------------------------------Dylan------------------------------------------------------------------
Takk, właśnie. Pożegnałam się teraz z Davidem. Szczerze myślałam że będzie dużo gorzej. To jednak w cale nie oznacza ze to było łatwe. Wręcz przeciwnie, było cholernie trudne.
Godzina 21.14
No wreszcie. Dzwoni.
- Noo, Witam.- Powiedziałam. Odpowiedziała tym samym,- Ej, bo wiesz jest sprawa.- Pokazałam gestem ręki abym kontynuowała. Odpowiedzieć nie mogła. Miała usta wypchane jakąś sałatką. - Otóż, ojciec znowu no wiesz.
- Znowu?!- Wykrzyknęła z takim zaskoczeniem, że prawie udusiła się tym żarciem dla króliko-podobnych.
- Tak.
- Ej, no kurwa. - Weszła mi w słowo, innym jakże nie cenzuralnym słowem. Tak udawajmy że ja takiego nie używam. - Nie myślałaś o wyprowadzce?
- No wł...- Przerwała mi znowu.
- Mam wolna chatę. Przyjeżdżaj jeśli chcesz. Czynsz jest niski, podzielimy się po połowie. A wiesz żarcie itp. to się obgada. I co ty na to?
- Wiesz, jestem dosyć zaskoczona, że mi to proponujesz, aczkolwiek - Taa. Używam trudnych słów. - Chciałam Cię właśnie o to prosić.
- Tak? Na prawdę? To zajebiście. Wsiadaj w samolot i przyjeżdżaj.
- Właściwie chyba przylatuj. - Pokręciła głową na znak że nie ważne. - Jeśli mam zdążyć na następny samolot, muszę kończyć.
- Okay, to pa. Idę pokój ogarnąć. - Nie zdążyłam odpowiedzieć. Rozłączyła się. Tak po prostu.
Kurdee, zaskoczyła mnie jej reakcja. Nie widziała mnie nigdy, a tak otwarcie zaproponowała mieszkanie. I to jeszcze za połowę czynszu. Może jednak na tym świecie istnieją dobrzy ludzie, a nie tylko ich pozory?
W każdym razie, chwilę później byłam już na lotnisku, a godzinę później już siedziałam spokojna w samolocie. Teraz już nic nie może się popsuć. Co prawda, były drobne problemy z tym że nie chcieli mnie wpuścić, bo stwierdzili że musi być ze mną dorosły, ale udało się ich przekonać że jestem po osiemnastce.
Teraz już nic się nie zepsuje.
********************************************************************************
Wstawiłam, tak jak obiecałam. Brava poproszę. :D
Do następnego :*
//ZmarłaBuntowniczka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz