niedziela, 8 maja 2016

Tak więc...

To chyba koniec, zamykam blog.
Stwierdziłam że dobrze mi nie wychodzi prowadzenie go.
Jak wcześniej, tzn w poprzednim poście pisałam, jeśli nauczę się pisać może wrócę.
Aczkolwiek no, nie wiem.
Tak więc, dzięki za tyle czasu, do kiedyś być może ;)

niedziela, 24 kwietnia 2016

Rozdział 20

- Haloo? Ash. Kręcisz!- Rozmyślania Ashley'a w końcu odważyła się przerwać Dy. - Kręcisz.
- Dobrz. Dobra. Już. Bez bulwersu. - Rozkazał. Wypadło na Oliver'a. Zajebiście. - Pomyślał Ash.
- Pytanie. - Szybki jest. - Co to było że tak szybko z poziomu trupa, podniosłeś się na poziom żywego, dobrze funkcjonującego człowieka? Ućpałeś się czymś? Aż tak dobrze metabolizujesz alkohol?


Oli wiedział, że opcja z alkoholem nie przejdzie. Myślał jeszcze czy by nie wymyślić czegoś z jakąś chorobą. Grypa i coś z żołądkiem. Tak też zrobił.

Niby przeszło, alee czy uwierzyli? Trudno było stwierdzić.

O ile, Jinxx i Jake wydawali się ''połknąć haczyk'', to na tyle cała reszta patrzyła na mnie z wyrzutem. Szczególnie Dylan, ale jej wzrok był jakiś... jakiś inny. Niemalże czułem jak jej świdrujące spojrzenie spotkało się ze ścianą bo mnie już przeleciało na wylot. Jednak to nie było to TO spojrzenie kiedy jest ktoś na Ciebie wkurwiony. Nie było. U innych może tak, ale nie u Dy.  W oczach dziewczyny zobaczyłem, bądź chciałem zobaczyć, pewnego rodzaju troskę, może nawet zaniepokojenie i nieznaczny smutek. Nieznaczny, bo nieznaczny ale jednak. Nagle wstała i tak po prostu wyszła. Być może tylko do łazienki albo do kuchni, ale zrobiła to tak szybko i zdecydowanie jakby miała zaraz zalać się łzami i dlatego uciekła. Nikt nie poszedł za nią. Tylko Andy przejawił jakieś zainteresowanie i odwrócił głowę w stronę, w którą poszła dziewczyna. Tylko, czemu nikt za nią nie poszedł.  Czemu? Nikt się nią tu nie przejmował? Była tylko jakąś faneczką którą wpuścili do domu żeby ich zabawiała?
- To powiesz nam prawdę? - Jednak dziewczyna wróciła z kuchni/łazienki (?). Nie była zapłakana, albo przynajmniej dobrze to maskowała. Po kubku który trzymała w dłoni można było wnioskować, że była po coś do picie, jednak zeszła mogła to być jakaś przykrywka.
- Ehh. Ale po co Wam to wiedzieć? I tak stwierdzicie że jestem pojebusem bo się za bardzo przejmuję.
- Nie. - Stanowczo zaczął Ashley.
- Jesteś pojebusem bo myślisz że tak będzie. - Dokończył przyjaciel Szynki.
- To jak? Powiesz nam?
- To była jakaś mieszanka. - Zacząłem cicho.- Nie wiem czego. Poszedłem. Kupiłem. Wciągnąłem,
- Raz tylko?- Westchnąłem tylko lekko. Już z góry wiedziałem, że nie uwierzą mi się tylko wciągałem i tylko raz. Za chuja. Nie uwierzą. Nigdy.
- To ile? - Andy nad wyraz często się odzywa dzisiaj.- I nie wciągałeś ''tylko''? Za szybko to z Ciebie zeszło, żeby to było tylko wciąganie.
- Poszedłem, kupiłem. Wciągnąłem. Krótko trzymało. Poczekałem aż moja  Mała pójdzie spać. I znowu wciągnąłem, porządniejszą dawkę. Nie działało dłużej niż godzinę. DUPA! Nie działało nawet 45 minut. I wiecie. Do trzech razy sztuka. - Wszyscy spojrzeli na mnie z wytrzeszczem w gałkach.- Znowu. Umówiłem się, poszedłem i kupiłem.
- Tym razem nie tylko prochy. Kupiłeś też strzykawkę i cały ten zestaw. Poszedłeś do męskiego kibla na dworcu, po drodze zmagając się z wyrzutami sumienia. Nie zmieniło to faktu że jednak to zrobiłeś. Wyszedłeś zachwianym krokiem, po czym poszedłeś poprawić to alkoholem i dokulałeś się tutaj. - Mówiła, wydawało się że na jednym wdechu, Dylan. Cały czas wpatrywała się swoim ostrym spojrzeniem w moje oczy. Ostrym, lecz spokojnym. Wydawało się, że ani razu nie mrugnęła. Stałą na wyprostowanych nogach przyjmując swoją typową postawę. Wyglądała groźnie. Wszyscy wpatrywali się w nią z zaskoczeniem. Łącznie ze mną. Skąd?!
- Młoda, ale skąd Ty to wszystko wiesz? Śledziłaś go?
- Byłam na dworcu zobaczyć kiedy są odjazdy do Polski.
- Co?- Wyskoczył Andy.
- Spokojnie. Tylko dlatego że mój przyjaciel chce przyjechać i musi znać rozkład. Ale wracając- Znowu popatrzyła tym beznamiętnym spojrzeniem prosto w moje zmęczone już oczy.- Nie śledziłam Cię. Szedłeś w tą samą stronę, a jako że kupiłeś to szybko i szybko poszedłeś przed siebie skupiony na swoich myślach nie zauważyłeś nawet jak się do Ciebie zbliżałam. Nie zdążyłam się nawet przywitać bo zawitałeś do męskiego kibla. Poczekałam aż wyjdziesz, ale kiedy zobaczyłam w jakim jesteś stanie poszłam za Tobą w razie wypadku gdybyś wpadł pod coś lub ktoś Cię zaatakował.
- Dziękuję.- Tylko tyle dałem radę z siebie wydusić. W odpowiedzi pokiwała tylko głową. No cóż. Na więcej nie zasługuję. Wiem o tym. A do tego jeśli jeszcze stracę głos, już w ogóle wszyscy mnie zostawią.
- Może pójdźmy już spać? Wiecie. Późno już. Każdemu z nas przyda się chwila odpoczynku. - Zaczęła Sammi. - A Ty Oliver, nie stresuj się tak tą operacją. Będzie dobrze, co  nie chłopaki i dziewczyno?
- No inaczej być nie może.

Tak jak Sammi powiedziała, tam też wszyscy zrobili. Poszliśmy do swoich łóżek. Przedtem jeszcze poinformowali mnie że mam się udać do pokoju Andy'ego, a on prześpi się na kanapie. W sumie czemu nie. Kanapa też wygodna.

Leżąc w łóżku przez moją głowę gnało tysiące myśli na minutę. Zaczynając od pingwinich kolan, kończąc na mojej operacji.

Co jeśli nie zdołają mnie wybudzić? Co się stanie z moją żoną, co się stanie z moją córeczką? Może nie jestem idealnym ojcem, ale chyba i tak to lepsze niż nie mieć żadnego. Staram się być doskonały, ale wychodzi to zawsze idealnie, ale się staram. Na prawdę.

A co jeśli im coś nie pójdzie? Stracę jedyne źródło mojego zarobku, co prawda moje konto ma na posiadaniu całkiem sporą liczbę zer, ale i pieniądze się w końcu skończą i co wtedy zrobię? Nic nie zrobię. Nie mam żadnego kierunku, nie mam matury. Zająłem się muzyką, więc nie kończyłem szkoły. Miałem jeszcze później okazję napisać testy, ale nie skorzystałem. Nie przypuszczałem, że może mi się kiedyś przydać, że znajdę się w takiej sytuacji.

Jak to zwykle bywa. moje rozmyślania przerywają się kiedy już prawie jestem pozytywnie nastawiony, wzywają mnie do krainy Morfeusza.

Dylan 
***
Kurde, ciężka sprawa. Rozumiem, że nie łatwo jest teraz Sykes'owi, ale że aż narkotyki? Ogłuszą go na chwilę, ale później dupa. Jest gorzej. Lepiej nie pytać skąd to wiem.

Pół biedy kiedy po takie rozwiązanie sięga ktoś nic nie znaczący, jak ja, ktoś kto nie ma fanów na całym świecie, ktoś kto ma kurna nie ma żony i dziecka, ktoś kto nikt nie znaczy dla nikogo. A on? On ma wiele tysięcy fanów, żonę, dziecko, przyjaciół, pieniądze żeby wynająć najlepszych lekarzy. Nie mówię teraz, że jeśli ktoś ma pieniądze, i resztę dóbr które wymieniłam, to nie może być nie szczęśliwy. Po prostu on ma dla kogo żyć. OLIVER MA DLA KOGO ŻYĆ. Choćby dla córeczki którą, jak sam mówi, kocha nad życie. Połowie świat by go brakowało w razie przedawkowania.
- Nie mogę już. - Wyszeptałam sama do siebie.

Zdecydowałam razem ze swoimi przemyśleniami przenieść się do kuchni. Przy okazji napiję się wody i wezmę jakąś tabletkę na spanie.

Ja razem z moim talentem postanowiliśmy prawie skulać się ze schodów. Chcąc, nie chcąc narobiłam dużo hałasu. Nikt nie wybiegł z pokoju swego by ratować damę w opałach, więc odetchnęłam że jednak nie robię kłopotu i wszyscy mogą spokojnie spać.

Przechodząc obok salonu przypomniałam sobie jedną znaczącą kwestie. A mianowicie- Andy spał na kanapie. Muszę już każdą czynność wykonywać niezmiernie cicho, bo przecież już się nie wrócę. Jestem za blisko mojej upragnionej wody, żeby zawrócić.

Weszłam do kuchni i mnie zamurowało. Zobaczyłam Andy'ego. BEZ KOSZULKI. Wy to rozumiecie? Sam Andrew Biersack też paraduje po domu bez koszulki.

Ale spokojnie. Nie mam kisielu w majtach na widok jego bez koszulki, tylko na widok jego pięknych tatuaży. Też kiedyś sobie takie zrobię. Znaczy nie takie same. Chodzi ogólnie o ideę tatuażu. Ozdabianie swojego ciała różnymi rysunkami.
- Cześć. - Powiedziałam, kiedy równie dobrze mogłam jeszcze uciec. Nie zauważył mnie, Stał tyłem do mnie, przodem do okna oglądając piękny księżyc. Pełnia dziś była. Zjawisko to zawsze mnie intrygowało. Kryje w sobie za równo tak dużo światło, jak i mroku. Cała ta idea że wilkołaki i inne stwory ''ożywają'' właśnie podczas pełni, była równie intrygująca jak samo pojawienie się tego kształtu na niebie. Uwielbiam patrzeć na księżyc w nowiu.

Andy chyba mnie nie usłyszał. Dopiero w tym momencie zauważyła dwa czarne kabelki ciągnące się aż od telefonu do jego uszu. Zapewne dlatego ani nie przyleciał razem z karetką na schody, ani teraz nie odpowiedział. Do tego pewnie trzymał w ręku kubek kawy. Pięknie pachniało tym naparem w całej kuchni. Uwielbiam zapach niczym nie zmąconych ziarenek kawy powoli palonych we wrzątku którymi się je zalewa. Uwielbiam prawie tak samo jak oglądanie księżyca lub deszczu. A już połączenie smaku i zapachu kawy wraz z pięknym księżycem i książką to są po prostu marzenia.

Zauważyłam że na blacie stoi jeszcze jeden pełny kubek kawki. Pozwoliłam go sobie zarekwirować i upić nieco niebiańskiego napoju.

Podniosłam wysoki, ale szczupły niebieski kubek z moim już napojem i podeszłam obok chłopaka. Oparłam głowę o ramię mojego tylko, lub aż, przyjaciela. On jakby spodziewał się takiego przebiegu zdarzeń również oparł swoją głowę o moją i podał jedną ze słuchawek.

Piękna piosenka. Omega- Gyöngyhajú Lány. Na prawdę piękna chwila. Dwójka przyjaciół stojących obok siebie. Bez żadnych podtekstów. Słuchających takiej pięknej piosenki, patrząc na niebo przyozdobione coraz bardziej oddalającym się księżycem i pojawiającymi się gwiazdami, próbującymi zrekompensować znikający piękny świecący księżyc. A i jeszcze dobra aromatyczna kawka, posłodzona dwoma małymi łyżeczkami cukru. Idealnie, po prostu idealnie.

Trzecioosobowa
***
Obydwoje w tej pięknej chwili czuli się jak w niebie. Andy czuł równie piękny zapach ciała Dylan, a Dy jego zapach. Wtedy coś zakuło w sercu młodego wokalistę. Czy to możliwe że to właśnie w tej chwili rodzi się między nimi nić połączenia? Jakieś uczucie głębsze niż przyjaźń? W głowie i duszy dziewczyny trwała taka sama walka. Obydwoje jednak skutecznie odpychali od siebie te myśli. Starali się po prostu cieszyć chwilą.

Wszyscy już stali, oprócz oczywiście Andy'ego i Dy i jeszcze jednak pary. Jinxx i Sammi również przeżywali bezsenną noc, jednak wcale nie z powodu bezsenności jak poprzednia dwójka, a z powodu miłosnych uniesień, które planowali od ranka. Był to ostatni dzwonek przed krótką abstynencją. Doll miała dostać okres, a Jeremy nie lubił ''na mokro''.

Pomimo że ta chwila planowana była od długiego czasu, żadne z nich nie zabrało ze sobą prezerwatywy. Nie chcieli wpadki, nie mogli mieć wpadki. Ktoś musiał zejść po kilka gumek. Padło na Sammi, jako że Jinxx robił tego wieczoru kolacje.

Na dole, kiedy zauważyła że Młodzi stoją tam razem, postanowiła im nie przeszkadzać. Jako jedyna podejrzewała że jednak coś sie między nimi rodzi. Andy nie otwiera się tak szybko przed ludźmi jeśli nie widzi w nich nikogo wyjątkowego, kim bez wątpienia była Dylan Rose. Szybko zrobiła im kilka zdjęć by pokazać mężowi, wzięła kilka zabezpieczeń i poleciała prawie jak na skrzydłach na górę.
- Wygrałam. - Powiedziała cicho wchodząc do pokoju.
- Jednak to Dy leciała po tych schodach?
- Tak. I nie zgadniesz. PATRZ!- Podsunęła partnerowi telefon pod nos włączając na nim wcześniej zrobione zdjęcie.
- Wyglądają słodko. Daję tydzień.
- Kolejny zakład?- Jinxx pokiwał głową. - O to samo?
- Tak. Tym razem ja wygram i będę na górze.
- Wątpię. Ja daję miesiąc.
- Tak długo?
- Wiesz jaki Andy jest nieśmiały, a Dy. A Dy to Dy. Nie zrobi pierwszego kroku.
- Nie wiem, nie znam jej zbyt. Ale i tak wygram.
- Wątpię...

Dalszej rozmowy nie było. Szybko zabrali się do rzeczy.

Na dole piosenka prawie się już kończyła. Był to utwór kończący play-listę, a więc Andy wyłączył muzykę i wyjął słuchawkę. Dylan poszła za jego śladem.
- Ładna piosenka. Moja ulubiona.
- Co Ty? - Andy miał oczy jak pięciozłotówki.- Moja też.
- Miło. - Posłała mu tylko przyjazny uśmiech.
- Co Ty tu robisz o takiej godzinie? - Powiedział pociągając łyka z kubka.
- Ołł, No więc...








*********************************************************************************
Witam
Chciałam Was tylko poinformować
Że do końca opowiadania zostało jeszcze tylko kilka rozdziałów
Zdecydowałam się nie kontynuować dalej niż rozdziały które mam napise, dopóki nie nauczę się pisać mniej ckliwie.
Ostatnio czytałam rozdziały od początku.
Doszłam do wniosku, że naprawdę strasznie to ckliwe.
Być może będę kontynuować ten blog, dokończę tamtem i dam sobie spokój, jak mówię. Do póki się nie nauczę lepiej pisać, bo chwilowo średnio mi to wychodzi. Przynajmniej tych dwóch opowiadań

niedziela, 3 kwietnia 2016

Witam. I co dalej? :D

No właśnie. I co dalej?

Spokojnie, nie zamykam bloga.

Wracam do pisania, mam nadzieję że ktoś się cieszy.
Cieszy się ktoś?

Rozdziały jak poprzednio będą pojawiały się co niedzielę, ale już nie o wyznaczonej godzinie. Najbardziej prawdopodobne że będą się pojawiały we wspomnianą niedzielę, koło godziny 20, może wcześniej.

Wszystko się już lepiej, bądź gorzej ułożyło, mam już czas pisać. Stwierdziłam, że to lepiej dla mnie kiedy piszę, bo mam zajęcie, poprawiam swoje umiejętności i przede wszystkim się nie nudzę. Jakby nie było, od dwóch około lat codziennie siadałam i starałam się coś pisać, zajmowało mi to czas. Bardzo lubię to robić i chociaż nie zawsze to co piszę jest chociażby dobre, to piszę dla siebie. A może przy okazji komuś z Was to się spodoba i się uśmiechnie. (a jak już zostawi komentarz to już w ogóle niebo

Dzięki
I do następnego

Zaczynam dodawać od następnej niedzieli ( 10 kwietnia)

wtorek, 16 lutego 2016

Informacja

Witaam.


To chyba nie będzie zbyt wesoła informacja.

Muszę zawiesić bloga. Dużo problemów się nawarstwiło.

I nie chodzi tu o naukę czy coś co można odkładać na później. Swego rodzaju depresja powróciła. Nie che mnie zostawić. I w rodzinie, i przyjaźni nie dzieje się najlepiej.

Muszę teraz to wszystko sobie poukładać.

Dziękuję bardzo tym którzy ze mną byli od początku bloga. Zresztą nawet nie musi być od początku.

Po prostu każdemy który to czyta i poświęca na to swój cenny czas.

Dziękuję ;)



*******************
Wrócę za miesiąc, może dwa miesiące.

Jeżeli jeszcze tego wszystkiego nie ogarną to napiszę tu, ze powrót jednak będzie troszku później.


W jaki razie. Jak zwykle. Do następnego.

Myśle, że teraz spróbuję się troszku zająć drugim blogiem.
Potrzebuje się wygadać a tam swobodnie mogę się wypowiedzieć.

;)

piątek, 12 lutego 2016

Rozdział 19

- No niby nie. Ale mamy znajomości. Heart Of Fire było Theme Song'iem Hell In a Cell. Znamy parę osób. Możemy załatwić Ci przesłuchania.
- Wolałabym się tam dostać tak jak inni. Przez przesłuchania. Chcę mieć pewność że jestem wystarczająco dobra.
- No skoro wolisz. - Ich, jakże interesującą, rozmowę przerwał dzwonek do drzwi. Kto to zaś mógł być?
- Zapraszaliście kogoś?-  Spytał Ash.
- Właśnie nie. Pewnie Oliver przyszedł się najebać. Wiecie jak to u niego jest.- Wypowiedział się Mamusia Jinxx. Sprawy u Sykes'a nie wyglądały zbyt ciekawie. Chorował na struny głosowe. Nie wiadomo co mu dokładnie jest. Wiadomo tylko, że potrzebna będzie operacja jeżeli w ogóle chce jeszcze śpiewać. A jeśli się nie powiedzie wokalista Bring Me The Horizon straci jedyne źródło swoich dochodów. Ciężka sprawa, jednak trzeba wierzyć, że wszystko się uda i będzie mógł robić to co tak bardzo kocha.
- Idę! Idę. Nie dobijaj się już tak. - Krzyknęła Sammi w drodze do drzwi. Szło jej to bardzo opornie, ale szła. Przegrała bitwę w ''Kamień, papier, nożyce''. Nigdy nie była w to dobra. Zawsze dawała kamień.
- Czego chcesz, Oli?- I tu się zdziwiła. Faktycznie. Był to pospolicie zwany Oliver. Ale w niezbyt dobrym stanie. I nie chodzi tu tylko o jego totalne upojenie alkoholowe albo o to że właściwie dosłownie leżał na trawniku. Ale o to że wyglądał jak napadnięty, pobity. Wskazywał na to jego poszarpany, prawie na strzępy, podkoszulek i jego opita twarz. W głowie Sam pojawiały się najmroczniejsze scenariusze. Zaczynając od opcji, że sam kazał się pobić, kończąc na tym że sapał do kogoś będąc w tym stanie no... W którym jest. Jedyną zagadką pozostaje jak on, do cholery jasnej, zdołał utrzymać sie na nogach, aby tu dojść i zadzwonić do drzwi?
- Chłopaki!- Zaraz kiedy usłyszeli wołanie Doll przylecieli. Byli równie zaskoczeni tym co zobaczyli jak ona na początku. Momentalnie wszyscy razem zaczęli go podnosić i wnosić do domu. Wszyscy oprócz Dy i Sammi. One lekko mówiąc napierdalali się z dziury na dupie Com'y... Miał bokserki nie dość że jaskrawo różowe to z napisem ''moja własność''. Wyglądało to co najmniej jakby bał się że ktoś go zaliczy od tyłu... No cóż. Skoro takie ma upodobania, nie im to zmieniać.

***
Chłopcy zanieśli naszego pijaczynę do pokoju Andy'ego. Wybrali ten pokój bo ciężkiej walce w ''Kamień, papier, nożyce'' którą, jak nie trudno się domyślić, Andy przegrał. Trudno było się mu z przegraną pogodzić, chodź zwykle przyjmował ją z kretesem. Tym razem nie, ponieważ? No chyba nie trudno pomyśleć i wymyślić, że Oli jutro na pewno będzie miał Kaca-Morderce, a kiedy zacznie trzeźwieć w nocy najprawdopodobniej zachce mu się zwrócić alkohol drogą, którą wszedł. Bardzo lubił Sykes'a, ale nie miał ochoty aż tak poświęcać swego kochanego łóżeczka.

**
Wszyscy siedzieli już w salonie zastanawiając się co doprowadziło Oliver'a do aż takiego stany? Co się wydarzyło że chciał się aż tak schlać. Ta operacja, aż tak go dopija? Co będzie jeśli nie uda się uratować jego głosu? Po co sięgnie wtedy? Narkotyki? Cięższy alkohol? Jeszcze więcej fajek? A może wszystko na raz?
Ich rozmyślania przerwał cichy stęk. To Oli spadł z łóżka... Chciał się skulać na dół. Czuł się dobrze. Przed znalezieniem wcale nie pił alkoholu... Alkohol by tak szybko go nie upuścił. Musiało to być coś innego...

Po chwili widzieli już Oliver'a całego, zdrowego i, co najdziwniejsze, trzeźwego.Nawet się nie kiwał. Po prostu usiadł z nimi. Wszyscy patrzyli na niego jak na jakiegoś jebanego kosmitę. Czy to możliwe, że jego organizm tak szybko przetwarzał alkohol? Czy może wszystko wyrzygał na łóżko Biersack'a? Druga opcja wydaje się bardziej prawdopodobna. Przykra, ale jednak bardziej możliwa.
- Co się tak patrzycie? Pograjmy w coś!- Zabrzmiał jak rozbawiony dwulatek, który pragnie uwagi rodziców.
- Prawda- Fałsz?- Zaproponował Jake. Znając życie, zaproponował z premedytacją. Wiedział, że każdego ciekawiło bo czym on się tak szybko pozbierał. Czy alkohol tak szybko z niego ''wyszedł'' czy to już może były jakieś prochy? Nawet jeśli prochy to musiał być wyjątkowo odporny. Nie miał żadnego zjazdu ani nic, co tym bardziej ciekawiło cały zespół. - To jak? - Wszyscy popatrzyli po sobie. Wszyscy z wyjątkiem Adny'ego i Rose.

Obydwaj byli nie w humorze. Andy cały czas myślał o Juliet i o swoim łóżku, najprawdopodobniej zarzyganym, a dlaczego Dy nie w humorze nie trzeba chyba tłumaczyć. Nienawidziła wieczorów. Wiedziała co tego wieczoru może chcieć zrobić. Znowu... Nie chciała tego na chwilę obecną. Nie chciała zostawiać jedynego przyjaciela jakiego ma w tym kraju, ale z drugiej strony nie dawała już sobie rady cały czas utrzymywać tego ciągłego sztucznego uśmiechu. Przykre, ale prawdziwe. Niestety... Biersack'a dzisiaj wyjątkowo nie zadręczały jego własne myśli. Starał się nie myśleć o tej ciemnej stronie jego życia. Co prawda, to prawda. Nie zawsze mu to wychodził, ale jednak przez większość czasu jednak tak. Jak na niego był to na prawdę dobry dzień.

- To ja zaczynam. Dajcie jakąś butelkę. - Rozkazała Sammi. Natychmiast podali. Ciekawe. Wystarczy krzyknąć i zachowują się jak baranki. Zaczęła kręcić. Wypadło na puste miejsce. Trudno. Kolejka przepadła. Następny był CC. Wypadło na Ash'a.
- Dawaj wyzwanie. - Norma. On zawsze wybiera wyzwania.
- Przeliż się z naszą Olivką.- I nagle te oczy jak pięciozłotówki. No ale cóż, wyzwanie to wyzwanie. Musi.

Zaczęli powoli. Delikatnie. Nieśmiało. Z każdą chwilą pocałunek zaczynał być coraz bardziej namiętny, wulgarny. Co najmniej jakby chociaż jednemu z nich miało sie to podobać. Z czasem ich ręce zaczęły błądzić bo ich twarzach. Każdy wie jak. Cała namiętność trwała jakieś 10 sekund.

''Kurde. Co to było. To było piękne. To, to było takie delikatne. Podniecające. Chwila, podniecił mnie facet? Podniecił mnie dotyk faceta? Niee, nie możliwe. A z drugiej strony... Dotyk Olivera był taki miły, delikatny. Chciałbym, aby to trwało wiecznie. 

Ale. Nie! CO ja pierdolę? Całe życie uganiam się za babkami a teraz nagle mam się przerzucić na facetów? Żeby mnie dymali w dupę? Nigdy w życiu. Co sobie pomyślą chłopaki? Co sobie pomyśli Oliver? Co sobie pomyślą fani? Stracilibyśmy ich przynajmniej z połowę. Nie mogę być gejem, albo chociaż Bi.

Nie mogę, nie chcę. 

Ale. Nigdy nie czułem się tak miło tylko się z kimś liżąc. 

Chciałbym to przeżyć znowu i znowu, i znowu, i jeszcze kilkanaście razy. 

Ale nie mogę... 

Co o mnie sobie ludzie pomyślą? Co sobie Andy pomyśli? Że chcę go przeruchać dlatego się przejmuję aż tak nim i jego problemami. A tak nie jest. On jest jak brat. Najlepszy brat...

Ciekawe jak to jest przespać się z jakiś facetem? Nie jako ten dymany, tylko jako ten który dymie. 

Kurwa. O czym ja myślę?! - Skarciłem sam siebie. - Nie jestem gejem. Ani Bi

Nie jestem. 

- Haloo? Ash. Kręcisz!- Rozmyślania Ashley'a w końcu odważyła się przerwać Dy. - Kręcisz.
- Dobrz. Dobra. Już. Bez bulwersu. - Rozkazał. Wypadło na Oliver'a. Zajebiście. - Pomyślał Ash.
- Pytanie. - Szybki jest. - Co to było że tak szybko z poziomu trupa, podniosłeś się na poziom żywego, dobrze funkcjonującego człowieka? Ućpałeś się czymś? Aż tak dobrze metabolizujesz alkohol?

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam, że taki krótki, ale za to jest nowa postać. Ktoś lubi Oliver Sykes'a?
Ja muszę przyznać że lubię. Po prostu lubię. Nie kocham, lubię. Kocham jego tatuaże i włosy, ale już BMTH tylko lubię posłuchać, nie uwielbiam.

A Wy jak? Ktoś? Coś?

środa, 10 lutego 2016

rozdział 18

Stwierdziła że najlepszym rozwiązaniem będzie jednak połknięcie tej porcji tabletek. Nikt już nie będzie musiał się z nią męczyć. Wzięła ich dwanaście - 6 nasennych i 6 przeciwbólowych. Każdą następną łykała z coraz większym trudem. Nigdy nie przepadała za tabletkami. Szczególnie tymi wielkimi. Jednak wolała je połknąć niż pić rozpuszczone w łyżce wody. Pomimo niechęci do wszelkiego rodzaju tabletek stwierdziła że taka śmierć będzie dla niej odpowiednia. Bez bolesna i szybka. Idealna.
- Za wszystko co zrobiłam innym.- Pomyślała i połknęła ostatnią. 
Powoli jej głowa zaczęła mimowolnie opadać na poduszkę. Z każdą chwilą traciła świadomość coraz bardziej. Prawie jakby zasypiała. Bo w sumie zasypiała. W cieniu jej czynu prawdopodobnie na zawsze. 

***
Młody wokalista obudził się koło 10, właściwie został brutalnie zbudzony pod pretekstem wybrania piosenek na nowy album. Szybko narzucił na siebie tylko jakieś spodnie by nie chodzić w samych bokserkach i zszedł. Kiedy usiadł przy stole coś zaczęło mu świtać w głowie.
- CC! Penisie. Piosenki wybraliśmy ostatnio! Po chuja mnie budziłeś?!- Wysyczał z jadem w oczach. Nie lubił... Nie... Wręcz nienawidził kiedy ktoś go budził bez wyraźnego powodu. Kochał się wysypiać. Kochał spać. Uwielbiał spać. Mógłby poślubić swoje łóżko. Byliby parą idealną. Łóżko nigdzie nie wywędruje, a jego i tak nikt nie chce. Przynajmniej w swoim własnym mniemaniu Biersack'a. W rzeczywistości było całkowicie inaczej. 98% dziewczyn kiedy go widziały miały przysłowiowy kisiel w majtkach. Po prostu się roztapiały na jego widok. Krzyczały i piszczały aż ledwo dało się to wytrzymywać, Kilka nawet przy nim trzeba było łapać by nie uderzyły głową o ziemię. Ale on i tak ma samoocenę niższą niż zatopiony Titanic. 
- Założyliśmy się, że Cię zbudzę, a Ty zejdziesz spokojnie. - Powiedział, kiedy Jake przekazywał mu pieniądze. 
- Założyliście się ze mnie zbudzicie dla jebanych 5 dolarów? Jebanych 5 dolarów? Czy Was pojebało? 
- Jejku, weź się już tak nie bulwersuj i idź lepiej zbudzić Młodą. - Wtrąciła sie Sammi.

W tej chwili był to chyba jedyny dosyć sensowny pomysł.
Widział w Dy swoją przyjaciółkę, chodź wcale zbyt dobrze jej nie znał. Polubił ja bardzo od samego początku. Wiedział, a wręcz wyczuwał, ze ona również nie ma łatwo. Że również przeżywa swoje mini wojny w głowie. Nie widział w niej materiału na dziewczynę. Przynajmniej nie na razie. Widział w niej idealną przyjaciółkę. 

Któregoś wieczoru zauważył jak błądziła niepewnym wzrokiem po wszystkim co się dało, włącznie z nim samym. Po jej wyrazie twarzy domyślił się że myśli nad tym jak po innych odczytać ich uczucia. Dużo się nie pomylił. Już wtedy widział w niej duże podobieństwo do siebie. On też zawsze w nowych ludziach szuka takich  ''znaków''. On też dużo się nie uśmiecha, późno wstaje, dużo przesiaduje w swoim pokoju. Sam. Tak jak ona. Ona też zawsze jako pierwsza znikała kiedy można było się rozejść bez ryzyka, że ktoś pójdzie za nią. 

Rozmyślania Andrew skończyły się równo z podejściem do drzwi pokoju dziewczyny. Grzecznie zapukał, jak to przystało na przykładowo wychowanego chłopca. Nie otrzymał żadnej odpowiedzi. Powtórzył czynność. Dalej nic. Zapukał po raz kolejny, ale tym razem tak mocno, że aż poczuł bój na kostkach którymi uderzał twarde, drewniane, masywne drzwi. Dalej nic. 
- Ma mocniejszy sen ode mnie. Ciekawy przypadek. - Pomyślał, orientując się, ze teraz można by było spróbować otworzyć drzwi klamką. 

Nacisnął na nia delikatnie, modląc się w duchu, żeby było otwarte. Modły Biersack'a zostały wysłuchane a drzwi się uchyliły.

Nie zauważył w nim nic szczególnego. Jak zawsze walizki stały w rogu pokoju, drzwi do szaf były uchylone, ogólnie w całym pokoju panował nie wielki artystyczny rozpierdol. Norma.

Na łóżku leżało małe zawijątko. Dylan. Była zawinięta w mały kłębuszek na środku wielkiego łoża.

Andy'emu od razu na myśl przyszły małe kotki. Była taka mała, bezbronna. Słodka.
Nie podobała mu się. Traktował ją jak przyjaciółkę. Tylko i wyłącznie. Nie chciał mieć żadnej dziewczyny. Zwłaszcza żeby tą dziewczyną była Dy. Czuł, że z trudem poradził by sobie z jej ''wewnętrznymi walkami''.

Tak dokładnie. Biersack wiedział co się roi w małej główce tej bezbronnej dziewczyny, chodź sama mu za dużo nie powiedziała. Kawałek mu wyjawiła, resztę sam sobie dopowiedział. Obserwował jej zachowanie, drobne gesty. Oczy...

Takk. Oczy miała wiecznie smutne. Nigdy jeszcze nie widział w nich szczęścia lub chociaż radości. Już chyba na wieczność zagościły w nich smutek, samotność, obojętność. Pomimo, że śmiała się razem z nimi, on widział że nie zawsze jest to szczere.

Podszedł bliżej i usiadł na łóżku. Chwilę jeszcze pogapił sie w kołdrę. Zastanawiał się czy Dy faktycznie tam leży czy tylko kołdra się tak ułożyła.
- No cóż. Trzeba sprawdzić. - Pomyślał podnosząc lekko pościel. Leżała tam. Jak zwykle. Małe, drobne dziewczę z rudymi włosami. Nie ruszała. Wyglądała prawie że jakby była martwa.

Jednak nie była. Na szczęście. Stwierdził to po podnoszącej i opadającej klatce piersiowej. Opinia godna habilitowanego lekarza. Na prawdę. Posiedział tak nad nią jeszcze chwilę. W końcu wpadłna pomysł roku:
- A może by ją trochę szturchnąć? Raczej od samego gapienia się nie obudzi.
Jak pomyślał tak zrobił. Dźgnął ją parę razy palcem. I nic. Nawet się nie poruszyła. ogilgotał po nogach. I znowu nic.
- Jakaś jebana jaszczurka. - Pomyślał, kiedy nawet nie drgnęła.
Postanowił wrócić do pomysłu ze szturchaniem. Dźgnął ją ponownie, tyle że mocniej. Nic. Brak reakcji. Ściągnął z niej całą kołdrę i zaczął szturchać po całym ciele.
- Spierdalaj kimkolwiek jesteś.- Wymamrotała z zamkniętymi oczami.

- Czyli trzeba więcej. Nie udało się. - Pomyślała dziewczyna. Była niemalże załamana faktem, że jej próba samobójcza się nie powiodła. Była pewna że się uda. Połknęła ich tak dużo! Jedynym plusem płynącym z połknięcia tych jebanych tabletek była dobrze przespana, chodź chętnie zamknęła by oczy na jeszcze chociaż kilka godzin.

- Nie mogę. - Nie spodziewała się odpowiedzi. Nie spodziewała się odpowiedzi od tej akurat osoby. Od Andy'ego. Do cholery. Co tam w ogóle Andy robił? Dlaczego ją budzi? I czemu robi to tak delikatnie? A nie tak jak zrobił by to Ashley. Ash z pewnością zaczął by jej wbijać palce pod żebra, myśląc że ją to gilgocze. Już raz tak próbował... Dostał z piątku w japę. Dy oczywiście później przepraszała udając, że nie wiedziała że był to właśnie Ash. Ale tak między nami. To nie była prawda. Doskonale czuła perfumy Deviant'a. 

- Ale musisz. Cały dzień prześpisz. - W tym momencie Andrew zauważył małą, zwiniętą karteczkę leżącą koło dziewczyny.
- Ohh. No dobrze. Pójdę do łazienki się ogarnąć, a Ty mi pościel łóżko, ok? - Zapomniała o liście. Zapomniała, że dnia wczorajszego go jednak napisała. Zapomniała, że z nim spała.
- Dobrz. - Powiedział i wysłał jej jeden ze swoich najpiękniejszych uśmiechów.



Poszła do łazienki, przy tym kusząco kręcąc tyłkiem. Nie była tego świadoma, jednak nie uciekło to uwadze wyszczerzonego Proroka. Czekał tylko aż dziewczyna zniknie za drzwiami łazienki, aby móc rzucić okiem o tą tajemniczą karteczkę. Podejrzewał co to jest, ale nie chciał tego szufladkować ''że na pewno''. Miał nadzieję, że nie...

Wziął do ręki kartkę. Przeczytał kilka pierwszych zdań.

Tak. To jest list pożegnalny. 
Chciałabym Wam bardzo podziękować za miłe
przyjęcie i za przyjęcie. Pewnie
macie mnie dość. Przepraszam, że zwaliłam się 
Wam na głowę. 
Połknęłam 12 tab...

Zdążył przeczytać tylko do tego momentu. Do pokoju weszła Dy. Nie słyszał jak przekręcała zamek w drzwiach. Ogarnęła się w niecałe 2 minuty, a była ubrana i wyglądała wspaniale. NIE. NIE ZAKOCHAŁEM SIĘ. 

- Oddaj. To.!. - Grzecznie oddał. Był w szoku. Tej samej nocy której on zajmował się oglądaniem pornoli ona próbowała się zabić. Ale jak? Chuj, że wiedział jak.  Czemu? Dlaczego? W jego głowie kłębiły się tysiące myśli błądzących wokół jednego tematu, Jego. CO ja pierdole. Nie mojej. Dylan w każdym razie.- Nie przeczytałem dużo. Przepraszam. Nie powinienem tego czytać. Chcę żebyś wiedziała, że jak  będzie Ci źle że możesz do mnie przyjść. Wiem co przeżywasz. Nie chcę żebyś cierpiała. - Mówił patrząc jej w głęboko w oczy. Nie chciał by cierpiała jak on ...
- Nie rozmawiajmy już o tym. Nie mów nikomu. - Pomachał tylko głową w znak że sie zgadza. - Dzięki za to co powiedziałeś. - Nie panowała nas swoimi ruchami. Rzuciła mu się na szyję. W tej chwili miała tylko ochotę się do kogoś przytulić. Osobą która była najbliżej był właśnie Andy. Padło na niego. A jemu to pasowało? Oczywiście. Od początku chciał ja przytulić. Niemalże czuł jak jej mała duszyczka się ''rozpada''. Chciał ją skleić. Rozpada z tego co tam w środku przeżywa. I nie. Ona się mu nie podoba. Przynajmniej tak on sam mówi. Była jego przyjaciółką, a przyjaciół trzyma się blisko. W tym przypadku nabrało to znaczenia dosłownego. 
- Nie dziękuj. Dla przyjaciół zrobię wszystko. - W tym momencie przytuliła się do niego jeszcze mocniej. Od dawna chciała usłyszeć że ma przyjaciela. Ona go również traktowała jak przyjaciela, ale nie wiedziała czy on ją. Teraz już wie. Są dwójka przyjaciół. Czuła, że może mu powiedzieć wszystko. Andy czuł to samo. Ale jak na razie nikt nikomu nie miał ochoty się zwierzać. 

- Co tu się, kurwa, dzieje?! Zdradzasz mnie Andy?!- Co ona tutaj robi?Przecież wyjebałem ją jakiś czas temu? Zdradziła mnie... - Nie słyszysz mnie? Puść ja. - Rozłączyli się. Andy nie wiedział co Juliet robi w jego domu. Chciał się dowiedzieć. Dylan była równie zdezorientowana. Do tej pory myślała, że między nimi wszystko skończone. A jednak chyba nie. Nie wiedzieć czemu zabolało ją to. zabolało ją, że ktoś inny może mieć jej przyjaciela.
- Co Ty tutaj robisz?- Wyjąkał niepewnie. Wiedział już, jaka jest Juliet. Miła, słodka, koleżeńska. Po prostu anioł, do momentu... Do momentu w którym go gry wchodzą również inne dziewczyny. Inni ludzie. - Skąd masz ten adres?- Udało mu się już opanować głos. Przynajmniej troszeczkę.
- Nie jąkaj mi się tu!- Wydała rozkaz. Jej oczy były takie piękne. Tak mi jej brakuje. Nawet kiedy nie ma najlepszego nastroju. - Przychodzę do siebie do domu, a Ty tutaj z jakąś małoletnią suką miziasz?
- Tutaj się wtrącę. - Zaistniał Ashley. Widział, że Andy jest w zbyt dużym szoku żeby się w ogóle odezwać. A co dopiero racjonalnie odezwać i nie zaprosić jej do domu z powrotem. - To nie Twój dom. - Popatrzyła na niego z piorunami w oczach. - Nie pamiętasz? Zdradziłaś go. Wyjebał Cię stąd. - Biersack jakby dostał dodatkowego mózgu, gdy usłyszał słowo zdrada. Był uczulony na takie chamskie zachowania czy to w przyjaźni, czy miłości. Miał tak od dzieciństwa, kiedy przez taki incydent prawie rozpadła się jego rodzina. Mama zdradziła tatę. Godzenie zajęło im prawie 3 lata, a przez 2 z tego codziennie się kłócili i wyżywali na Proroku.
- Teraz mnie posłuchaj. - Aż sam był zdziwiony jak gniewnie zabrzmiał jego głos. Brzmiał prawie jak wokalista BURZUM. - Albo przestaniesz mi z takimi buciorami wchodzić w życie, albo ja się zajmę Twoim. - Wysyczał.
- Grozisz mi?- Zaśmiała się mu w oczy.
- Obiecuję. - Nie spodziewała się takiej riposty. - I teraz albo łaskawie weźmiesz swój jebany śmierdzący tyłas z MOJEGO jebanego domu, albo sam Ci pomogę.
- Wyjebiesz osobę którą kochasz? - Trafiła w jego czuły punkt... W jego oczach przez chwilę można było zauważyć smutek, obrzydzenie do własnej osoby za to co jej powiedział, jednak szybko się ogarnął. Nie mógł teraz pozwolić sobie na ani chwilę słabości. Nie mógł teraz przegrać ... W każdym razie nie powinien. Musiał ''wygrać'' dla Ash'a, i o dziwo dla Dy. Chciał jej pokazać że potrafi być męski, ale i wyrozumiały (co już jej pokazał). Chciał aby postrzegała go jako przyjaciela z którym można normalnie porozmawiać, ale i również takiego po którego można zadzwonić kiedy Skin'y Cię napadną.
- A co jeśli nie jesteś już tą osobą? - Po chwili namysłu dodał z kpiącym uśmieszkiem.
- Ona jest? - Pokazała na zdezorientowaną dziewczynę. - Zajebie Cię Suko. - Rzuciła się na nią z pięściami. Wcale nie kochała już Sixx'a. Kochała jego pieniądze. Nie chciała ich stracić. Nie chciała, nie mogła pójść do pracy. Nie mogła bo nie chciało jej się tyłka ruszyć.
- Ejeejej. - Zaczął krzyczeć Jake. Polubił Dy. Jego zdaniem była idealną kandydatką na żonę dla Młodego. - Ejejeje. - Juz chciał podbiegać, jednak zanim się obejrzał Simms leżała na ziemi, a Młoda siedziała na niej zakładając jej klamrę na ręce. Julka zrobiła jeden istotny błąd rzucając się na swoją domniemaną rywalkę. Nie atakuję się od tyłu. Szczególnie Rose. {Dylan miała na nazwisko Rose, dla tych którzy nie pamiętają ;) }
- A teraz wyjdziesz?- Zapytała Dylan zaciskając jeszcze mocniej klamrę.
- Wyjdę.Puść mnie. - Popatrzyła błagająco na chłopaków.
- Puść ją już. - Zaczął Szynka. - Wyjdzie już.

***
Po 5 minutach wszyscy, łącznie z małą bokserką, byli na dole przy drzwiach. Dogadywali się jeszcze z Juliet Simms. Skończyło się na tym, że jeśli raz tam przyjdzie naślą na nią Młodą. Kiedy to usłyszała mało co nie spieprzyła. Przestraszyła się jej. Mocno. Bardzo mocno.
- Dylan, skąd Ty to umiesz?- Zapytał wreszcie zdziwiony Ferguson w drodze do salonu.
- Interesuję sie wrestlingiem. Przez kilka lat chodziłam na boks. Później na zapasy.
- Czemu już nie ćwiczysz?- Dociekała Sammi.
- Mój trener powiedział że mogę już startować do Ring Of Honor.* Poszłam, zapisałam się. Jednak nie byłam dość dobra i jedna z innych kandydatek użyła akcji, której nie umiałam asekurować i skończyło się na otwartym złamaniu ręki.
- I co? I co? - Wszyscy siedzieli już przy stole zaciekawieni historią Dy. Nie podejrzewali, że ma za sobą aż tak ciekawe przeżycia.
- Niby wszystko jest dobrze z ręką i w ogóle ok, ale jakoś nie wróciłam. Stwierdziłam że jak już będę w jakoś lepiej rozwiniętym mieście to spróbuję.
- I spróbowałaś?
- Nie.
- Czemu? Bałaś się? Teraz możesz spróbować. Jesteś w stanach. Tutaj jest mnóstwo takich szkółek.
- No niby jest. Ale za nie się płaci. nie mam pieniędzy chwilowo. Znajdę pracę, zacznę biegać i być może o tym pomyślę. Co prawda dostać się do WW**E to moje największe marzenie, ale wiecie. Nie tak łatwo.
- No niby nie. Ale mamy znajomości. Heart Of Fire było Theme Song'iem Hell In a Cell. Znamy parę osób. Możemy załatwić Ci wejście do rozwojówki.
- Wolałabym się tam dostać tak jak inni. Przez przesłuchania. Chcę mieć pewność że jestem wystarczająco dobra.
- No skoro wolisz. - Ich, jakże interesującą, rozmowę przerwał dzwonek do drzwi. Kto to zaś mógł być?


* Ring Of Honor- Amerykańska federacja wrestlingowa. 
** WWE - Word Wrestling Enderteiment - Największa i najsławniesza federacja wrestligowa świata.

niedziela, 7 lutego 2016

Informacja/ Pytanie do czytelników ;)

Witam! Jak tam u Was?
Mam nadzieję że chociaż część z osób które czytają ten post zdążyła już przeczytać już dzisiaj dodany rozdział. Jeśli nie to szybko bo pytanie dotyczy właśnie tego wpisu.

Jak pewnie zauważyliście zmienił się sposób w jaki napisałam ten rozdział. Nie ma już oznaczonych kto co mówi tylko wszystko jest napisane jakby w narracji 3-cio osobowej. ( nie wiem czy to dobrze napisałam, ale uznajmy że tak). Chciała bym się Was spytać czy taka ''narracja'' Wam bardziej pasuje, niż ta poprzednia?

Jeśli nie to wrócę do tej pierwszej.
Wypowiedzcie się, proszę, w komentarzach i dzięki z góry. ;)

I teraz myślę że dosyć wesoła informacja.

W związku z tym, że na Śląska za tydzień zaczynają się ferie będę mieć więcej czasu. Nie planuję nigdzie wyjeżdżać. Przez następne 3 tygodnie, może dłużej, rozdziały będę się pojawiały w niedzielę i w środę. Dwa razy w tygodniu.

Mam nadzieję, że ktoś się z tej informacji ucieszył.

Do następnego ;*

//ZM

sobota, 6 lutego 2016

Rozdział 17

Dylan weszła do pokoju. Poczuła się dosyć nieswojo. Była w zupełnie innym domu, innym miejscu, a jednak cały jej pokój wyglądał jakby ktoś go przeniósł go w to jedno, szczególne miejsce.

Łóżko było na tym samym miejscu. Tak samo regał na książki. Ten sam kolor na ścianach. Wszystko takie same. Nawet te same kryjówki na alkohol. Do tej pory myślała że Sara sama wstawiła te kryjówki do każdego miejsca, a tu okazuje się że one już tam były od początku. Z tym że pewnie z początku miały mieć inne zastosowanie, takie jak chociażby przechowywanie pieniedzy. Alee chwila. Skąd ktoś by miał mieć tyle pieniędzy, żeby potrzebował aż tyle ''sejfików'? Głowa, a raczej myśli, Dylan wciąż krążyły wokół dzisiejszego dnia. Cała ta przeprowadzka. Cały ten jebany dzień. Szczególnie wieczór.

Tradycyjnie grupka przyjaciół, jak co wieczór, usiadła w ogrodzie z browarkami w rękach. Na pierwszy rzut oka wszystko było normalnie, a wręcz nawet lepiej. Wszyscy ze wszystkimi rozmawiali, tylko że Dylan nie czuła się dobrze wśród nich.

Dobrze to być może zbyt ogólne pojecie. Nie czuła się aż tak szczęśliwa jak zwykle przy nich. Widziała że Andy i Ashley też nie mają się zbyt dobrze. Cała reszta czyli Jinxx, Jake, Christian i Sammi była jak zwykle pozytywnie nakręcona. Co chwile wybuchali śmiechem lub zaczynali się tłuc. Tylko wyżej wymieniona trójka ''przyjaciół'' nie śmiała się już tak dużo. Dla Dylan było to normalne. Dziewczyna, kiedy ją coś rozśmieszyło, nawet mocno, nie miała w zwyczaju wybuchać jakiś głośnym nie kontrolowanym rechotem. Wtedy zwykle się tylko uśmiechnęła lub cicho zachichotała, ale w żadnym wypadku nie rechotała jak jakaś żaba. Zresztą, Biersack miał tak samo. Ashley'owi często zdarzało się śmiać jak hiena, więc to że siedzi przymulony wydawało się jeszcze bardziej podejrzane niż w przypadku Andy'ego.

Tak. Dylan na początku znajomości z zespołem i Sammi obserwowała ich zachowanie. Wiedziała dokładnie jakie są ich typowe zachowanie, pomimo że chyba nie znali się nawet miesiąc.
W ten sposób wypatrzyła że: Sammi kiedy jest zamyślona zaciera ręcę, a kiedy wstawiona zaczyna się jeszcze bardziej tulić do Jinxx'a, Christian z nawet najmniejszej rzeczy potrafi zrobić coś z czego nie da się po prostu nie uśmiechnąć. Andy nie często siedzi z zacieszem na ryjcu, ale kiedy coś się mu podoba układa ręce na kolanach, Ashley kiedy poważniejsze tematy się wypowiada zaczyna podgryzać wargę. Jake kiedy czuje zagrożenie zaczyna się nerwowo rozglądać, prawie jakby czegoś szukał.

Tyle zdążyła zauważyć. Przynajmniej jak na razie.

Z każdą chwilą jej samopoczucie spadało. Zwykle działo się to dopiero kiedy była sama. Kiedy była w pokoju. Mogła wtedy zrobić z tym co chciała. Zacząć płakać, krzyczeć z poduszkę czy grać bądź rysować swoje uczucia.

A teraz nie mogła uronić nawet jednej, małej, nic nieznaczącej łzy. Przypuszczała, że Andy czuje się tak samo. Że też teraz w sobie przeżywała małą wojnę swoich uczuć, ze swoimi rozmyślaniami.

Na Purdy'ego powoli przestała zwracać aż tak dużo uwagi, jak na wokalistę. W miarę tego jak Szynka pił swój trunek (czyt. jakieś piwo jabłkowe) jego humor, a co za tym idzie samopoczucie, poprawiało się. Teraz już wszyscy byli w niemalże zajebistych humorach nie licząc dwóch najmłodszych lokatorów domu.

Na szczęście dla Dy i Andrew  całe posiedzenie Mama Jinxx postanowił zakończyć dość wcześnie bo koło 23 twierdząc ''że na pewno każdy jest już mocno zmęczony''. Dużo sie nie pomylił. Prawdę mówiąc, w ogóle nie minął się z prawdą. Każdy był bardzo zmęczony tym całym łażeniem tak i z powrotem.

***
Najmłodsza dziewczyna leżała już sama w swoim pokoju. Lekko śpiąca, wykąpana, jakby już uciekająca w krainę snu.

Jednak wcale nie spała. Rozmyślała o wszystkim i niczym po raz kolejny zadręczając się nieśmiertelnymi wspomnieniami. Myślała o swoim życiu, o tym co ją spotkało, o Sarze i o David'dzie, czasami nawet w jej myślach przewijała się, jej zdaniem, nieszczęśliwa twarz Biersack'a. Z każdą chwilą przypominała sobie coraz więcej, mniejszym i większych, anegdot z jej krótkiego i jak na razie nieszczęśliwego życia. Nagle do jej oczu zaczęły napływać litry łez, które szukały wyjścia spod jej powiek. Znalazły je dosyć szybko, kiedy Dy przypomniała sobie o gwałcie. O gwałcie który dokonał na niej jej własny ojciec. I o tym, że chciał to powtórzyć. Gdyby nie David nie wie co by z nią było. Czy dalej by żyła? Czy była by w tym miejscu w którym jest?

Pewnie nie.

Z każdą mijającą sekundą po jej policzkach ciekły łzy, niemalże litrami. Nie była pewna ile czasu wypłakiwała sobie swoje piękne, jasno zielone oczy. Dwie minuty? Pięć minut? Trzydzieści minut? A może dwie godziny? To zostanie dla niej tajemnicą.

Jednak po tym nieokreślonym czasie podjęła bardzo ważną decyzję. Przynajmniej dla niej ważną.
- Napiszę list. - Wyszeptała sama do siebie. - List pożegnalny. - Szeptała dalej. - Przydało by się im chociaż w taki sposób podziękować za gościnę i koleżeństwo które przynajmniej próbowali jej okazywać.

W liście zawarła wszystko co chciała im powiedzieć, ale nie miała odwagi. Przekazała w nim wiele przeprosin, chodź wcale by nie żałowała, i wiele podziękowań. Dopisała również kawałek swojej historii, podpisała się. Wyjęła ze swojej szuflady kopertę i opakowanie tabletek przeciwbólowych i nasennych. Wymieszała je w takich samych proporcjach na swojej ręce. Oparła głowę na poduszce, kładąc list obok siebie cały czas trzymając w ręce mieszankę tabletek.

W jej głowie trwała poważna bitwa. Zacząć połykać, czy może poczekać jeszcze jakiś czas i zobaczyć co przyniesie życie? Jak im się będzie żyło beze mnie? Czy moja śmierć poniesie za sobą śmierć kogoś innego? Raczej nie. Na pewno nie. Ale czy warto? Wyglądają tak kusząco ...
W końcu jednak wybrała jedno z dwóch rozwiązań.

niedziela, 31 stycznia 2016

Rozdział 16


************************************Dylan************************************
- I to był właśnie mój przyjaciel David. - Oznajmiłam wracając do ogrodu. 
- Pracujesz, aby nazywać chłopakiem?- Jak zwykle, Sammi.
- Niee. Fujj. CO ty?
- No bo wiesz, całkiem ciasteczko z tego Twojego przyjaciela. - Kurde, Sammi. Na prawdę? Weź tu się lepiej Jinxx'em zajmij.
- W takim razie ja nie lubię ciasteczek.
- Ale serio mówię. - W tym momencie Jinxx się chyba trochę obraził. Generalnie chciał się chyba przekręcić, ale się mu nie udało. Miał Samantę na nogach i jak się przekręcił ''przypadkiem'' jego głowa wylądowała w cyckach. Ale no, przypadek. - Oj, Jeremy. Nie obrażaj się. Też jesteś ciasteczko. - Zwymiotuję.
-Ejejeje. Ja wiem co zaraz będzie. Chcecie się lizać czy jebać to do siebie lub w krzaki. - Wyrwał się Andy. - Nie chcemy patrzeć na to. - Arogancki uśmieszek. - Szczególnie ja. - To juz powiedział tak, tak dziwnie. Ciszej i bardziej smutno. Dziwne.

Siedzieliśmy tak chyba do około 4 rano. Cały czas to jakieś piwko, to jakieś tańce czy wolne, czy szybkie, jakieś gry, żarełko. Było na prawdę fajnie. Nie pamiętam kiedy ostatni raz było mi tak dobrze wśród ludzi. Co prawda nie mam na to dowodów, ale mogą być ludźmi.

Jest 4.15 rano a ja jeszcze nie śpię. Cudownie. Po co ja tyle z nimi siedziałam? No ok. Chuj z że było mi okej. Że zapomniałam o wszystkim co złe. Ale co mi z tych kilku godzin zapomnienia, jeśli później wszystko wraca z podwójną siłą? Teraz, kurde, leżę myślę. Przewracam się na łóżku. Obijam się o ściany. Pewnie mnie w kurwa całym domu słuchać. Myśli, moje własne myśli, chcą mojej śmierci. Wszystko co grąży po mojej głowie szepcze całe zdania. Całe zdanie które pchają mnie do śmierci:
-''Umrzyj gruba dziwko! Nie ma tu dla Ciebie miejsca. Nikt Cię nie kocha.
Nawet cali Brides'i Cię tu trzymają, żeby mieć darmową 
sprzątaczkę. Nawet oni Cię nienawidzą. Jesteś tal chujowa, 
że nawet własny ojciec Cię zgwałcił, a matka zostawiła. Byłaś i jesteś 
taka brzydka, że spakowała się i spieprzyła. Zawaliłaś szmato całą
szkołę. Davis się cieszy, że Cię tam nie ma z nim. Przynajmniej 
teraz może siedzieć z kolegami, a nie Tobą. Nie męczyć
się z Twoimi jebanymi humorkami. Jesteś jebanym emo. Idź się 
zabij. Własny ojciec Cię nie kocha. Ludzie Cię nienawidzą. 
Rówieśnicy chcą Twej śmierci. Idź się zabij świnio, dziwko, 
gruba, szmato jebana!''- 
Te i inne myśli cały czas latają mi po głowie. - Jesteś grubą świnią.-  Każde słowo wypowiadałam nie świadomie chodź trafiało to prosto w moją psychikę i samopoczucie. A najgorsze jest to że to prawda. Jestem cholernie sama. Nikogo nie ma ze mną. Dla mnie.  Zamęczałam się tak myślę, że do około godziny 6 rano. Wnioskuję po wychodzącym słońcu. Obudził mnie SMS. 
Nieznajomy: Mała na balkon. 
Ja: Ale kto pisze?
Nieznajomy: Balkon. 

Postanowiłam posłuchać i wyjść. Wzięłam szklankę z sokiem, gitarę i wyszłam. Ku mojemu zdziwieniu na sąsiednim balkonie nikogo nie było. Na ogrodzie też nie. Usiadłam sobie wygodnie w wygodnym wiklinowym foteliku z gitarą na kolanach i zaczęłam grać jedną ze swoich ulubionych improwizacji. Grałam i podśpiewywałam sobie. Nie zauważyłam nawet kiedy Ashley zdąrzył wkroczyć na, jak się okazuje, jego balkon. Myślałam, że to balkon Jinxx'a. Nie wiem ile czasu tam siedział i ile słyszał, ale siedział i szczerzył się w moją stronę. 
- Jak długo tu siedzisz?- Zapytałam z przerażeniem w oczach. 
- Wystarczająco długo. - Tajemnicza bestia. 
- Aa...aha.- Dziwnie.- Wracając, czemu mnie tu ściągnąłeś?
- Generalnie chciałem Ci przekazać, że za pół godziny do Twojego pokoju wpadną chłopaki i pomogą Ci się pakować. Ja idę do sklepu. Chcesz coś?
- Nie, nie dzięki. - A już myślałam, że o coś gorszego chodzi. - To ja już pójdę. 
- Ejeej, czekaj. To nie wszystko. 
- Kurwa. - Pomyślałam. 
- Słyszałem Cię w nocy. Chcesz pogadać?- Kurde, jaki zatroskany Szynka. 

*************************************Andy****************************************
Kurde. Wszyscy chcą się wyprowadzić. Nie spodziewałem się tego. Wszyscy. Co do jednego!
Już sam nie wiem, czy to dobre, czy złe. Niby chciałem przez jakiś czas pomieszkać sam. Ale kto wie czy po tej samotności bym żył? Prędzej czy później potrzebował bym kogoś.
Tak jak teraz cały czas brakuje mi Julki. 
Kocham ją Kurwa. Chcę ją Kurwa. 
Która godzina?
13.30
Kurwa. Tak późno
Muszę iść pomóż się Młodej pakować
Jak wszyscy to wszyscy. 
Nie zależnie od stanu psychicznego
Zresztą jej pewnie też nie jest najlepszy. 


Pakowanie, zresztą jak wszystko co robimy w tym naszym gronie, minęło całkiem miło. Na chwilę zapomniałem o wszystkim, skupiłem się na pakowaniu i na tym żeby po prostu być. Nie myśleć. Robić co chciałem. 

Skończyliśmy wszystko pakować i wynosić pudła z domu o 16.02. Skończyliśmy właściwie na ścisk  bo ciężarówka miała być o 16.10. Więc idealnie. 
Nasz nowy dom jest właściwie na tej samej ulicy. Wszystko jest nawet  tak samo umeblowane, pomalowane. Nawet schowki na browary są. 

Czyli tamtego domu nie umeblowała Sara tylko taki był. 
Ciekawe, nawet bardzo. 


- Słuchajcie, roznosimy wszystko po pokojach teraz, czy rano?_ Jak zwykle. Najmłodszy będzie zarządzać. Super.- Chyba lepiej teraz chłopaki. Zrobimy wszystko dziś, a jutro będziemy się byczyć na trawniku i przy basenie?- Spojrzeli po sobie i pomachali głową, że się zgadzają. Poświęciliśmy jeszcze chwilę na dogadanie planu. Dziewczyny poszły do sklepów po alkohol i jedzenie, a później miały coś ugotować, żeby nie musiały dźwigać. Chyba logiczne, że te pudła były dosyć ciężkie, a Młoda na pewno zbyt dużo siły nie ma i jest zmęczona przeżyciami, a Sammi to żona Jinxx'a. On jej nie pozwoli nosić. 


Jakoś koło 21 usłyszałyśmy takie mieszanie z pojebaniem, a mianowicie dziewczyny wołały nas razem na obiad. Ich głosy fajnie razem brzmią. Jeszcze gitarę czy pianino podłożyć i partię damską można by było spokojnie z nich stworzyć. 

Jejku, o czym ja myślę. Powinienem myśleć o żarciu a nie o chórkach. I to jeszcze kiedy jest spaghetti. 
- Andy! Andy. Julka przyszła. - Usłyszałem Julka?
- Cccooo? Gdzie?- Rozejrzałem się po pokoju. 
- Nie, nigdzie. Chciałem zwrócić Twoją uwagę. - Nie śmieszne Christian. 
- Nie śmieszne Coma.  Ashley czyta mi w myślach? CC tylko go ściął i wrócił do wpierdalania kolacji. 
-O czym tak zawzięcie myślałeś?
- Niee, nic. Nie ważne, Ash. 
- Partia chórków Ci łazi po głowie?- Skąd? Czyta? W? Myślach? Serio? Pokiwałem głową na znak, że ''Tak''. Cały czas patrzyłem na niego zdziwionym wzrokiem nie odzywając się. - Kiwałeś głową, jakbyś układał piosenkę wpatrzony w przestrzeń. Chyba łatwo się domyślić?
- No może, ale mam pomysł na chórki. 
- Pierdol. Jaki?
- Nie, nic. Nie ważne. I tak jest chujowy. Przyjdzie czas to Wam powiem. - Wszyscy tylko spojrzeli po sobie. Nikt nic już nie powiedział. Zjedliśmy i przenieśliśmy się opić przeprowadzkę do ogrodu. 


Wszystko ok. Fajnie. Ale tym razem nawet alkohol i towarzystwo przyjaciół mi nie poprawiło humoru. Tak jakbym wyczuwał coś, coś. Złego. Że coś się wydarzy. Jednak do końca wieczoru nic się nie wydarzyło, a ja spokojnie spałem. 

Nic się nie stało do śniadania następnego dnia.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Tak, tak. Wiem. Krótki.
Cały ten FF piszę bo chcę. Dla siebie. Lubię pisać. Ale miło by też było gdyby ktoś więcej jeszcze komentował. Jak narazie to tylko jedna osoba komentuje (za co wiesz, Dzięki :) ).
Spróbujcie skomentować więcej. Dzięki z góry :)

niedziela, 24 stycznia 2016

Rozdział 15

Usłyszałem kluczyć w drzwiach. Czyli jednak serio chce gadać. Nie pasuje to do niego. On chce gadać o uczuciach. Ciekawe
- No i jestem. 
- Noo, po co?
- Chcę pogadać.

*******************************Ashley*******************************************
Coś czuję że Andy myśli, że będę próbować go ''atakować'' i że on musi się bronic od początku. Jest w lekko mówiąc złym humorze, a co idzie za tym to będzie klasyczny przebieg rozmowy sam na sam, czyli:
1. Będzie nie miły,
2. Będzie udawał nie dostępnego i że nic mu nie jest,
3. Zacznie krzyczeć,
4, Będzie się powoli przełamywać,
5. Szczera rozmowa,
6. Przyzna się do czegoś,
7. Jakaś prośba.

Podszedłem do niego i usiadłem na łóżku. Leżał z rękami zawiniętymi na piersi z ''bojową;; miną. Norma, kiedy jest nie w humorze albo kiedy wie że będzie dla niego nie przyjemna rozmowa.
-Ale ja zacznę. 
- No to mów. - Kurde, teraz to ja się boje.
- Chcę się wyprowadzić. Chciałbym wiedzieć czy chcielibyście się przeprowadzić razem ze mną, czy tu zostać?
- A co Cię zmusiło do tej decyzji? - A to mnie zaskoczył. 
- No wiesz, słyszałem. Kurwa, słyszałem wszystko. 
- Alee, kiedy? Co słyszałeś?
- Dzisiaj? Ogródek? Sara? Mówi Ci to coś?- Aż usiadł kiedy wymieniał okoliczności. 
- Ołł. Wiem. Ale Ty wiesz, że to wszystko co ona powiedziała o Tobie i o Dylan to nie prawda?
- O Dy może nie. Ale chuj. Chcesz czy nie?
- EJ, chwila. Ty chcesz tu zostawić Młodą z Sarą? 
- Nie, oczywiście że nie. Wiem jak ona się do niej odnosi. Weźmiemy ją ze sobą, a jak dostanie wypłatę pójdzie na swoje. 
- A no dobra. Młody. Pogadamy o tym z wszystkimi i przy wszystkich, okej?
- Dobra. - Coś łagodnie poszło. 
- Mam pytanie. Jak tam Twoje odczucia, uczucia co do Julki?
- Wiesz, jest jak było. Zamknij drzwi. - Powiedział gdy usłyszał, że ktoś chodzi po piętrze. Wstałem i spełniłem jego prośbę. - Dzięki. No to wracając. Jest jak było. Cholernie boli. W sumie chyba nawet bardziej boli jak każdy mi jedzie, jaka to ja nie jestem i jaka to ona nie była. Generalnie czuję się coraz bardziej chujowo. Mam ochotę zamknąć się w pokoju i nie wychodzić. 
- Gościu, powinno Ci już przejść. Schlaliśmy Cię tyle razy że pewnie nie pamiętasz całego zeszłego miesiąca i pewnie z trzech koncertów. A Tobie dalej nie odpuszcza. Posuń się trochę tam. - Wjebałem się na łóżko i leżeliśmy obok siebie. 
- Ashley, kurwa. - No i zaczęło się. - To są uczucia. Tego nie schlasz. To co najwyżej spowodowało że do teraz nie czuję gardła. I sam widzisz czuję się coraz gorzej. 
- Rozumiem, że musimy Cię najebywać dalej. i że musimy iść do pani Bułki.
- Ale Ashley. Kurwa. Nie potrzebuję, tej jebanej psycholożki. 
- Kurwa. Nie potrzebujesz? A Twoja depresja? A Twoje jebane myśli samobójcze?! A Twoje zamykanie się w sobie?! I Ty nie potrzebujesz?
- Nie, kurwa! Nie potrzebuje. 
- Potrzebujesz i do niego pójdziesz, choćbym musiał Cię tam zaciągnąć. 
- I chuja, nie dasz rady. - Nie tak chciałem tą rozmowę ...
- To tylko Twoje zdanie. Jeśli chcesz pierdolić o tej przeprowadzce za pół godziny bądź na dole. Zwołam chłopaków. 
- Yhm. - Tylko mruknął cicho i wziął swoje fajki do ręki. Polazł na balkon. Pewnie znowu się truje paląc jedną za drugą. Tylko i wyłącznie dlatego że on miał życie jakie miał i zdarzyło się mu co się zdarzyło pozwalam mu palić. Zwykle przy mnie się nie pali. Generalnie uważam, że to po prostu zwykłe chamstwo zatruwać się fajkami świadomie i własnowolnie podczas kiedy ktoś inny pragnie życie i tego żałuje.

 Kiedyś nawet próbowałem zabierać mu fajki lub próbować mu to jakoś ograniczać ale to odpijało się na jakości wykonywanej muzyki. Albo nie był w stanie wyciągać wysokich dźwięków, albo był zły i jakoś nie był skory do kompromisów. 

Stwierdziłem w końcu że lepiej żeby palił niż żeby sięgnął po jakieś narkotyki. No i jest jeszcze alkohol. Ale do alkoholu to ja zwykle jestem pierwszy i prowokuje wszystkie libacje. 

Ale mniejsza. 

Zszedłem na dół i poinformowałem wszystkich że maja siedzieć na dupach w salonie, a sam poleciałem jeszcze poprosić Dylan żeby zeszła. 
Kiedy byłem na górze kulturalnie zapukałem, usłyszałem takie '' Czego, kurwa?''. Ona chyba zostanie przyjaciółką Andy'ego. Przynajmniej po d względem krzyków. 
- Spokojnie. To Ashley. 
- Idź sobie. - Postanowiłem nacisnąć na klamkę. Może było otwarte. I było. Ryzykując życie, wszedłem do środku. Ona patrzyła na mnie wzrokiem seryjnego mordercy. 
- Mała, słuchaj. Zejdź ze mną na dół. Andy ma ważne pytanie i prosił żeby byli wszyscy. 
- Ale po chuja? Już chcecie pytać kiedy mnie wyjebać? 
- Nie no, co ty? Jesteś super dziewczyną.  Po za tym my nie jesteśmy jak Sara. 
- I tak to się pewnie miło dla mnie nie skończy. Mi się nic dobrze nie kończy. 
- Kolejna. - Wymruczałem. 
- Kolejna? Co, kurwa, kolejna?
- Jeszcze przynajmniej jedna osoba w domu ma aż tak niską samoocenę. 
- Skąd Ty to wiesz? Aż tak widać? Czy znasz się ''na ludziach''? Czy jak?
- Można powiedzieć, że mam styczność z osobami z niską samooceną i depresją. Całkiem dobrą styczność. A teraz chodź na dół, okej?
- Ok. 
- Pomożesz mi może, zamieść szklanki do pokoju?- Zapytałem kiedy staliśmy w kuchni. Ona bez odpowiedzi wzięła i poszła. 


W pokoju siedzieli już Jake, Jinxx, Coma i ku mojemu zaskoczeniu był juz Andy, a Sary nie było. Usiadłem na kanapie. Dylan podawała jeszcze szklanki. 
- Młoda, tu siądź. Ja i tak wstaję. - Puścił ją Andy na swoje miejsce. On jest dla niej miły, bardzo miły. Czyżby wiedział coś co zmusza go do takiego zachowania?
- Dzięki. - wymruczała pod nosem. 
- Młody po co nas tu ściągałeś?- Zapytał w końcu CC. 
- Mam do Was ważne pytanie. - Powiedział opierając się o meble. - Generalnie, podjąłem decyzję, że chcę się stąd wyprowadzić. I mam pytanie czy chłopaki idziecie ze mną czy tu zostajecie. 
- Ja myślę, że nie ma się tu nad czym zastanawiać. - Wypowiedział się Jinxx. - Ja idę. 
- I ja. - Wtrącił się Jinxx. - Ja i Sami też idziemy. Myśleliśmy też ostatnio nad tym, czy by tego nie zaproponować. 
- Ja też. - Jake. Wszyscy po kolei zaczęli wstawać pokazując, że są z Andy'm. Musiało mu to poprawić samopoczucie. Wstali wszyscy, tylko nie Dy. 
- Po co mnie tu ściągałeś?
- Otóż o to, że pomyślałem że może też zechcesz się wyprowadzić. 
- Nie mam pieniędzy na to. Muszę tu zostać. 
- Ale daj mu dokończyć. - Wtrąciłem się. 
- Pójdziesz z nami, zamieszkasz. Dostaniesz swój pokój i w ogóle. Podobno masz już pracę. Jak dostaniesz wypłatę zdecydujesz czy chcesz się wyprowadzić czy po prostu podzielimy czynsz jeszcze między Ciebie. Myślę że poznaliśmy Cię dzisiaj dość, abyś mogła z nami dom dzielić. 
- Jeżeli nie będę Wam przeszkadzać - Przeleciała po nas wzrokiem.- To fajnie by było. Póki nie miałabym za co płacić mogłabym coś robić. Nie wiem... coś ugotować czy posprzątać?
- Młoda. To się jeszcze ogarnie. Dla nas to też będzie fajne że jakaś lasia będzie się u nas kręcić i przy okazji nie będzie wielka jak trzydrzwiowa szafa i będzie względnie normalna pod względem psychicznym. 
- Takk, normalna. Z pewnością. Ale serio. Dzięki. - Zaczęła nas po kolei przytulać. 

*****************************Dylan********************************************
- Ej, słuchajcie. Nie ma Sary. Przenieśmy się do ogrodu. - Zaproponował Pan Ładny Uśmiech. Nie odpowiadając po prostu poszliśmy. 

Siedzieliśmy, rozmawialiśmy. Było fajnie. Nie pamiętam kiedy ostatnio zapomniałam o upływającym czasie, o wszystkim co mnie otacza. Po prostu żyłam. I było mi dobrze. 
- Ej, ja idę. zaraz wrócę kiedyś. 
- Ok, wróć kiedyś. - Odpowiedziała mi Sammi. Narzeczona Jinxx'a. Całkiem fajna kobitka. 

Odeszłam bo dzwonił ten cwel. Najukochańszy cwel na świecie. David. Dzwonił na Skypie, Postanowiłam przełączyć na kamerkę i poznać go z moimi nowymi znajomymi. 
- Cześć. - Wyszczerzyłam się.- Nie odzywaj się. Poznam Cię z moimi współ-lokatorami. 
- Ej, chwila. Chcesz mnie poznać z tą szmatą? - Czyżby chodziło o Sarę?
- Nie tą szmatę, resztę ludzi, którzy mocno mi pomogli. Zwłaszcza 2 z nich. 
- A to pędź. W czym Ci pomogli. 
- Po tym jak wiesz i jeden, i drugi dużo mi wyjaśnili jak to z nią jest i nie pozwolili znowu nic sobie zrobić chociaż nie wiedzą nic o mojej depresji. 
- I proszę. Proszę, żeby nie dowiedzieli się zbyt szybko. Nie znasz ich jeszcze dobrze i nie wiesz na ile możesz zaufać. 
- Wiem, wiem. - Przynudza troszkę. 
- A i mam nawijać po polsku czy angielsku muszę?
- Angielski. Już jesteśmy. 
- Ok.
- Chłopaki i Sammi. Słuchajcie. Pierdolę sobie teraz z moim najlepszym przyjacielem. On chce Was poznać. Przekażę telefon i pogadacie coś tam, ok?
- No dawaj. Chce pierwsza. - Krzyknęła Sammi. 

********************************David********************************************
Cieszę się, że Dylan może w końcu znalazła znajomych, ale kurde. Co będzie jak oni ją zostawią, a mnie nie będzie?  Co jeśli znowu będzie miała nawrót depresji, a im nie będzie mogła się zwierzyć?
Moje rozmyślania przerwał głos jakiejś kobiety. Dy już komuś przekazała telefon. 

Kobieta przedstawiła się jako Sammi. Sammi Doll. Kojarzyłem i jej twarz skądś, i imię, ale nie mogłem skojarzyć skąd. Ale nie ważne. 

Następną osobą był jakiś facet. Kurwa. Znam go. To jest jebany. Kurwa, jebany Ashley Purdy! Ten Ashley Purdy. Z Black Veil Brides. Mój ulubiony muzyk. 
- Kurwa. Ej, serio?
- Co serio? - Chyba lekko zdziwiony był. 
- Mieszkacie z Dylan? Ona mieszka z wami? 
- Noo tak. Tak. - Roześmiał się. 

Resztę osób poznałem z podobnym entuzjazmem. Po prostu łał. Jak? I ona mi nie powiedziała? I ona ich nie rozpoznała?

''Poszliśmy'' do jej pokoju i pogadaliśmy jeszcze chwilę. Ja cały czas jarałem się, że ona ich zna. Mieszka z nimi. Oni jej pomagają. 

Ją to chyba wkurwiło bo się rozłączyła. 

Ja przeżywałem jeszcze długo ich wszystkich. 

************************************Dylan************************************
- I to był właśnie mój przyjaciel David. - Oznajmiłam wracając do ogrodu. 
- Pracujesz, aby nazywać chłopakiem?- Jak zwykle, Sammi.
- Niee. Fujj. CO ty?

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wiem, przepraszam.Zjebałam troszeczkę zakończenie :c

Podawać snapy proszę
mój to Lucyfer-33

niedziela, 17 stycznia 2016

Rozdział 14


Moje rozmyślania przerwał mi nie spodziewany gość, a mianowicie UDAŁO SIĘ MI ZASNĄĆ.


*******************************************Andy*********************************************************************************

Ta nowa. Dylan. Ma w sobie coś ... coś co sprawia że, aż muszę być szczery w stosunku do niej. Nie wiem, czemu tak, choć kłamać umiem niemalże perfekcyjnie. Nie żywię do niej żadnych uczyć, nie czuję się jakbym ją kochał. Jakbym się w niej zakochał. Jest po prostu moją koleżanką. Kolejną współlokatorką, którą sprowadziła sobie Sara. Ale to co się  ze mną dzieje przy mnie, jest jakiś inne niż przy innych dziewczynach. NIE. NIE ZAKOCHAŁEM SIĘ. Po prostu czuję, że mogę być z nią szczery. Że nic nikomu nie powie. Tak jakbym znał ją od lat. 

Kochać to ja kocham dalej tą jebaną pannę lekkich obyczajów. Juliet. Była moją najlepszą, zawsze nie winną dziewczynką. Kochałem ją jak nikogo już nie pokocham. Była najlepszym co mogło mi się zdarzyć. I co zdarzyło, i już skończyło. 

- Jestem debilem. - Pomyślałem. 
Siedzę na kanapie w salonie, z piwem w ręku, prawie becząc nad tym na co nie mam wpływu i nie miałem. Po prostu, kurde super. Jestem takim niedorobem że nie umiem przy sobie nawet dziewczyny utrzymać. Kurwa, SUPER.
- Jesteśmy!- Ja pierdole. Serio, akurat teraz musieli się wpakować tu?
- Hej, Młody. - Powiedział Ash.
- Noo, cześć. 
- Co Ty taki humorzasty?
- A chuj. - Wymruczałem pod nosem, podniosłem się z kanapy i przepychając się chamsko między ludźmi. 

Wiedziałem że Ashley zastanawia się co mi jest. Nie ważne, że wie. I tak będzie kminił czy ktoś coś znowu czy może kurwa, nie wiem... Julka.


Wpadłem do pokoju, zatrzasnąłem drzwi i zamknąłem je na klucz. Pierdolnąłem się na łóżko, objąłem rękami poduszkę i zacząłem  wgapiać się w sufit. Nagle naszła mnie ochota na papierosa. Noo cóż. Nałóg to nałóg. Zacząłem obmacywać się się po kieszeniach. Coś wyczułem, z tym że to na pewno nie były fajki. 


Wyjąłem z kieszeni małe zawiniątko. Był to jakiś przedmiot owinięty kilkoma chusteczkami. Zacząłem je ściągać, jedna no drugiej.

Już po odwinięciu 3 pierwszych wiedziałem co to za przedmiot. Była to mała, około 3 centymetrowa, metalowa żyletka. Ale po co jej żyletka? I do tego tak sterylnie przechowywana? Czyżby się okaleczała? No niby dzisiaj mocno zasłaniała ręce, a później chodziła w bluzie. Ale nie, nie może przecież. 


- Młody otwórz. - Usłyszałem pukanie do drzwi i krzyk Szynki. 

- Nie. Idźcie sobie przecież. Chcę spać. - Nie chcę spać, ale również nie mam ochoty się zwierzać, nawet jemu. - Otwórz. 
- Nie rozumiesz, że nie? - Nie odpowiedział już. Chyba poszedł, a ja wróciłam do poszukiwań fajek. Przeszukałem wszystkie kieszenie, ale  nic nie znalazłem. Na szczęście w szufladzie zawsze mam zapasową paczkę. 

Zmotywowałem i sięgnąłem do szuflady. Zacząłem dłonią po niej jeździć. Pusto. Znaczy względnie pusto bo był tam jeszcze bałagan. 

- Czyli jednak trzeba wstać. - Wymruczałem smutnym głosem. Podniosłem swój tyłek i popatrzyłem do szuflady. Skubańce ukryły się na końcu szuflady. Wziąłem je do ręki i wyszedłem na balkon. Liczyłem, że nikt nie będzie siedział na ogródku, ( mam widok na ogród). Wyszedłem no i dupa. Siedzieli tam wszyscy, łącznie z Sarą. Kłócili się o coś. Postanowiłem po cichu odpalić papierosa i zacząć słuchać. 
- Sara. Kurwa. To wszystko co się z nimi dzieje to tylko Twoja wina! Przecież, kurwa, wiesz że obydwaj są w chuj i jeszcze trochę wrażliwi. 
- No, i? Co z tego? Nie graj, że tak Ci na nim zależy? W sumie na nich. Nie zależy. 
- Jak kurwa. Mi nie zależy? Na Andy'm mi nie zależy? Na Dylan może trochę mniej ale to kurwa, też jest człowiek. 
- A teraz Sara co żeś kurwa, zrobiła. Dylan leży u siebie i nie otwiera. Andy to samo. Ci którzy są najbardziej wartościowi w tym domu leżą w łóżkach i zastanawiają się co zrobili źle. Młody jest przecież po zerwaniu, które zresztą Ty spowodowałaś,a co do Dy to wiesz jak jej w życiu było. - Zaczął krzyczeć Jake. 
- Kurwa, no i co mnie że ona tam teraz leży, przeżyła i beczy? Może się nawet tnie jebane emo. Niech robi co chce. I tak musi teraz tutaj zostać. Nie ma domu, nie ma pieniędzy. Musi mi usługiwać. A Andy to mała ciamajda. Co z tego że założył ten zespół. I tak jest chujowy. Nawet dziwka Julka go nie chce. Bo jest jebanym zerem. Gdyby nie ta jego buźka nie miałby ani Julki, ani zespołu, ani Ciebie Ashley bo nie miałby Ci nic do zaoferowania z wyjątkiem kariery. Wam też chłopcy. Wierzcie lub nie. Taka jest prawda. - A najgorsze jes, że tak. To prawda. Jestem jebanym zerem. Nikt mi tego nie musi uświadamiać. 
- Przestaniesz Ty mi po przyjacielu jechać? Jedziesz tylko po młodych. 
- No i co? Co z tego? Dwa jebane zakochańce. Zobaczycie. Oni będą ze sobą. On Was zostawi, a ona go zdradzi. - Przecież ona mi się nie podoba!- Dwa jebane emo. Wyście się powinni cieszyć, że ja im pozwoliłam tutaj mieszkać. 
- Kurwa. Skończ. Jedziesz po nich, a nie zauważasz siebie. Jesteś brzydką, cytatą blondynom, z pustą głową. Jebanym fałszywcem, który umie tylko po każdym cisnąć. 
- No i fajnie. 
W tym momencie stwierdziłem, że koniec ze słuchaniem tego. Zresztą oni chyba też skończyli rozmawiać. Położyłem się do łóżka i zacząłem myśleć. Wszystkie myśli mnie przytłaczały.

Przecież wiem, że nie jestem najlepszy. Nie jestem dobry. 
Nie jestem NAWET kurwa dobry. Jestem okropny. 
Męczę ludzi. Nikt mnie nie kocha. Wszystkim byłoby lepiej
beze mnie. Chuj z tym, że pierdolę teraz jak jebany
nastolatek z jebaną depresją. Chuj, że jeszcze nie dawno byłem nastolatkiem
i, że psycholog już dawno stwierdził mi depresje już w 
dzieciństwie. Po chuj mi były te wszystkie przeżycia?
Po chuj?! Dlaczego ja? Po co to wszystko? 

Moje zjebane rozmyślania ponownie przerwało pukanie do drzwi.
- Spierdalać!- Odpowiedziałem nie zważając kto jest po drugiej stronie. 
- Andy. Kurwa, tutaj jest Ashley. Nie jakaś pipa. 
- Nie krzycz. I idź. Nie chce ludzi. 
- Otwórz. 
- Nie. - Znowu nikt nic nie odpowiedział, ale za to usłyszałem dźwięk SMS:
Zanim go przeczytałem pochowałem te wszystkie chusteczki i ten metalowy przedmiot. 
Ponownie się położyłem i zacząłem sprawdzać wiadomość. 
ASHLEY (sms): Andy, wiem. Wiem, że boli Cię to jak my wszyscy potraktowaliśmy Ciebie i Dylan. W sumie nawet nie to jak potraktowaliśmy tylko to że się za nia nie wstawiliśmy tak jak Ty. Proszę, wpuść mnie. Chcę z Tobą o tym pogadać czy coś. Nie chcę żebyś sobie coś zrobił
ANDY (sms): W łazience Dylan od spodu deski klozetowej jest przyklejony klucz. Chcesz to sobie wejdź. Ale jeden warunek
ASHLEY: Jaki?
ANDY: Jeśli komuś o tym powiesz, albo ktoś się dowie możesz nie przychodzić. 

Nie odpisał. Pewnie już chłopaki o tym już wiedzą ... Bo jak inaczej? Jest najebany, nie wie co mówi. Jutro nie będzie wiedział co do mnie pierdolił lub o co kłócił się z Sarą. 

Usłyszałem klucz w drzwiach. Czyli jednak serio chce gadać. Nie pasuje to do niego. On chce gadać o uczuciach. Ciekawe
- No i jestem. 
- Noo, po co?